Witaj wrześniu, żegnaj wrześniu

Trochę nas nie było, ale wrzesień u nas obfitował w atrakcje. Pracy coraz więcej, a i Szymon nie oszczędza rewelacji. Początek roku szkolnego w przedszkolu i zmiana wychowawcy, potem wirusówka zagnała nas do szpitala. I nim się obejrzałam… wrzesień dobiega końca. 

Choć ze szpitala wyszliśmy w środę, to do dziś nie wiem skąd u Szymona nagle wzięły się wymioty. Jak zaczął w niedzielę koło 12 w południe, tak skończył dopiero około 3 w nocy. A w poniedziałek od razu dostaliśmy skierowanie na oddział. 
Wszyscy moi najbliżsi wiedzą, że dla mnie szpital to trauma. Samo hasło “skierowanie do szpitala” – czy dotyczy mnie, dziecka, taty, męża itp itd – wywołuje u mnie płacz. Strasznie trudno było mi się ogarnąć, zwłaszcza po nieprzespanej nocy. Na szczęście po założeniu wenflonu poszło łatwiej. O ile łatwo może być, gdy okazuje się że w pierwszą rączkę nie udało się kłucie i trzeba próbować w drugiej… 
Była to nasza pierwsza wizyta na pediatrii w Sztumie. Oddział okazał się bardzo mały a personel miły i profesjonalny. Tak jak poniedziałek Szym cały przespał, we wtorek już było o niebo lepiej. W środę już byliśmy w domu.
Jako że wrzesień  jest miesiącem grzybobrania – śmiem tak twierdzić, bo z każdej strony mówi się o grzybach – my też postanowiliśmy dziś dla mini relaksu wybrać się na spacer do lasu. A ponieważ wiem tylko jak wygląda muchomor – zarządziłam jego poszukiwania by zrobić grzybkowe zdjęcie. 
I w moim subiektywnym odczuciu udało się zrobić piękne grzybkowe zdjęcia… 

  

 

Dodaj komentarz