Stary Dzierzgoń.

Ciemno, zimno i wilgotno. Naprawdę nieprzyjemnie. Ale stoję i czekam, choć z tyłu głowy mam myśl, że już czas, bo dziecko w domu i teściowa uwiązana. Czuję lekkie zniecierpliwienie i coś jeszcze. Nie wiem do końca co. Żegnam się z wszystkimi, uściskiem, uśmiechem. Życzę miłej nocy. Wsiadam do zaparowanego auta, i w myślach proszę by szybciej się nagrzało. Wyjeżdżam powoli z miejsca i uderza mnie przejmująca ciemność małej wioski. Nie mogę przyzwyczaić wzroku, niewiele widzę, a jednak powoli jadę. Ciężką ciszę rozrywa warkot mojego starego auta. Nie wiem, czy to moja wyobraźnia, czy Stary Dzierzgoń zapadł się w czarną dziurę niepokoju, wywołaną zaproszeniem kilku osób przez jednego strażaka.

Szyba odparowała, wzrok się przyzwyczaił. Mocniej wciskam pedał gazu i mijam coraz szybciej wymarłe zabudowania oraz przydrożne drzewa. Zmierzam ciemną nocą do mojego dziecka. Zdrowego. Wracam już drugi raz z takiego pokazu, i drugi raz dziękuję matce naturze, że moje dzieci są zdrowe. Słyszę jeszcze w głowie spokojny, niemal radiowy głos Maćka, który z pasją i zaangażowaniem opowiada o swojej pracy. Nie szczędzi drastycznych szczegółów, ale też tłumaczy cierpliwie zawiłości i odważnie podejmuje rzucone rękawice. Łagodny głos Marka, reżysera, który ze spokojem i pewnością broni swojej wizji, cierpliwie  i skromnie tłumaczy swoją motywacje do stworzenia filmu. Lubię Jego głos, być może dlatego że jest niezwykłym kontrastem do emocji buzujących na spotkaniach. Przykrywa je jak ciepły puch, łagodząc uderzenie ostrych szpilek pretensji i oskarżeń. Uśmiecham się pod nosem, gdy Tomasz gromkim głosem, dodaje swoje zdanie ubarwiając niemal każde anegdotą, co rozluźnia napięcie. Opowiada o swojej “matce PiSówie, której film w końcu pokaże, bo z tym obrazem nie można się kłócić.” Sława, którą kolejny raz cieszy fakt, że nawet na trudne tematy można rozmawiać na poziomie. Jej uśmiech zaczyna się od szczerych i uważnych oczu. Odnoszę wrażenie, że ta odważna kobieta, rozkoszuje się tymi spotkaniami. Chwilami, gdy widzi, że trudny temat jest okiełznany kulturą osobistą członków zespołu inicjatywy i faktami. Wiedzą nie tylko z teorii ale praktyką, z którą nikt nie ma możliwości się zmierzyć. Uśmiech triumfującej aktywistki, prosto z serca sprawia, że i ja lekko się uśmiecham.

A jednak Stary Dzierzgoń milczy spowity głęboką nocą obojętności. Miał być pokaz “dla strażaków” wyszedł pokaz dla wąskiego grona słuchaczy. Paru młodych, lokalnych osób wyszło, gdy ledwie się dyskusja zaczęła. Wjeżdżam do Dzierzgonia, gdzie w małym centrum widzę grupkę młodzieży. Lekko chwiejne kroki zdradzają, że to zakrapiany wieczór. Czy można ich winić? Sobota, dwudziesta druga… młodzieżowe wiejskie życie rządzi się swoimi prawami. Dlaczego miałyby obchodzić ich problemy innych? Ciąża? Przecież ich to nie dotyczy. Płody? Płacz i dramat? W sobotę wieczór?

“Trzydzieści jeden lat! Trzydzieści jeden lat, a za każdym razem jak ten lekarz, na ulicy mówi mi grzecznie ‘dzień dobry’ czuję się, jakbym dostała w twarz! (…) Pani! Kobiety dalej do niego chodzą! Żadnych badań, nic! (…)Do ginekologów nie chodzę! Gardzę nimi!” – wypowiedź koordynatorki projektu przerywa rozemocjonowana słuchaczka. Jedna z niewielu. Wyrzuca z siebie słowa niczym kule z karabinu. Szybko, chaotycznie i emocjonalnie. Mówi o tym, jak po urodzeniu martwego dziecka leżała na oddziale poporodowym. Zrozpaczona i samotna oglądała kobiety karmiące zdrowe dzieci. To w Niej żyje. Jakby dopiero co wyszła z oddziału. Rana, która nigdy się nie zabliźni. Słyszę jej głos w głowie, ostry jak brzytwa. Mijam ciemne drogi, zerkam na GPS, który zapewnia mnie że do domu jeszcze 18 minut. Chcę i nie chcę już tam być. Ta sprzeczność raczej mi nie przeszkadza. Zastanawiam się, skąd we mnie ten spokój. Czy to już obojętność, wynikła z przesycenia tematem? Czy może bariera, która stawiam w głowie, by zadbać o siebie?

“Krzysztof to prawdziwy organizator. Dzielnie jeździł i wszędzie plakaty rozwieszał, zapraszał. Wszyscy wiedzą, ale nikt nie przyjdzie.” Przed pokazem mówi do mnie Anita, lekko parskając. “Ale spokojnie. Obejrzą. Obejrzą w internecie”.  Przyjmuję jej słowa, a w drodze powrotnej, spowitej głęboką, wilgotną ciemnością, rozważam wielokrotnie. Czy to takie betonowe miejscowości? Mur, od którego nasze spotkania odbiją się niczym mały odłamek? Czy faktycznie, te małe społeczności nie mają już odwagi? Nie mają w sobie ciekawości? Nikt nie miał ochoty zmierzyć się z Markiem i spytać “Dlaczego uważasz, że jest to słuszne? Nie zgadam się z Tobą.”

“A gdzie lekarz z Zalewa? A gdzie ksiądz i jego gospodyni? Dlaczego ich tu nie ma? Przecież zostali zaproszeni” – nie wiem, kto zadał pytanie. Nie pamiętam nawet czy jakaś odpowiedź padła. Wjeżdżam do Sztumu, a przez myśl przechodzą mi buty Maćka. “Naprawdę świetne” uśmiecham się do siebie, włączając prawy kierunkowskaz. “Gdyby nadzieja nosiła buty, pewnie wyglądały by jak te.”

Chciałabym, zanim zaparkuję pod domem, wiedzieć czy to spotkanie miało sens. “Było wygrane? Przegrane?” Zjeżdżam z ronda, za minutę będę pod domem. Pójdę do mojego zdrowego dziecka, położę się w swoim łóżku. Kota podrapię za uchem, psa cmoknę w siwy pyszczek. Włożę ciepłe skarpety na przemarznięte stopy i przykryję się ciepłą kołderką. Jutro pojadę po Starszaka. Ciemna, wilgotna noc zmieni się w rześki, słoneczny dzień.

Zniecierpliwienie minęło,  nienazwana emocja emanuje spokojem. Mam wrażenie, że Stary Dzierzgoń nadal milczy.

 

Dodaj komentarz