Sobota jakich mało

Są takie dni w życiu matki, kiedy wszystko czego się dotknie zamienia się w … nic. Tak zwane popisowe schrzanienie najprostszych rzeczy. Po czym poznać, że taki będzie dzień? Oczywiście, po nie przespanej nocy.

Właśnie z taką sobotą dziś się borykamy. Szym znosi ją dzielnie, ale chyba tylko dlatego, że matka postanowiła że jej kiepski dzień nie będzie dotyczył małego Gnoma. Jak na razie się udaje, choć gdybym miała wyliczać apokaliptyczne momenty tego dnia zaczęłabym od pobudki o szóstej rano. Pobudka o szóstej rano w sobotę nigdy nie jest dobrą opcją, a gdy udało Ci się  w końcu zasnąć o trzeciej – tego rodzaju pobudka to katastrofa.
Drzemka w ciągu dnia z łomoczącymi sąsiadami za ścianą o dość prymitywnych gustach typu “łubu – dubu ona tańczy dla mnie” czy “ łubu dubu w dzień gorącego lata” to też nie jest czynnik poprawiający nastrój. Następnie schrzaniony obiad (tak, tak, nawet prostego fileta z ryby można zepsuć) i zamiast normalnego posiłku pudełko ptasiego mleczka w ciągu całego dnia jako jedyny konkretny posiłek.

Nie wiem dlaczego, ale w takie dni nawet niejedzące obiadu dziecko (na szczęście jeszcze nie zorientowane, że to co dostaje to marna próba ratowania kulinarnej godności rodzica) nie stanowi dla mnie problemu. Zapakowałam rybę w pojemnik, wsadziłam razem z widelcem do torby i korzystając z ładnej pogody rzuciłam Szyma na dwa place zabaw, zapychając Go tą rybką między jednym a drugim. Tym sposobem dziecko zmęczone padnie szybko spać. I nie ukrywam, że Matka szybko podąży w jego ślady.

W końcu w sobotni wieczór trzeba zaszaleć.

sowa-004

sowa-003

Dodaj komentarz