Powiew historii w listopadową sobotę

W zasadzie, gdyby nie Hania, to raczej bym nie skorzystała z darmowego wejścia na zamek w Malborku. Choć ostatni raz byłam tam jako nastolatka, nie ciągnęło mnie zbytnio. Tym bardziej, że Hania bilety zarezerwowała na godzinę dziesiątą, co do tej pory nie mieści mi się w głowie. Jednak, jak to moja Hania, miała czuja, bo wychodząc o godzinie trzynastej mijaliśmy stada turystów.

Uwielbiam historię, a w związku z tym uwielbiam przebywać w miejscach historycznych. Porusza mnie energia starych cegieł, o których ułożenie zadbały ręce ponad 800 lat temu, a które w ciszy wspominają i pielęgnują opowieść wielu pokoleń. Z podziwem patrzę na drzewa które, gdy dobrze się wsłuchać, mówią o dawno minionym życiu. Specyficzny zapach wielkich komnat, stworzonych na potrzeby człowieka u władzy. Średniowieczna manufaktura pracująca na sukces kilku wyróżnionych braci zakonnych. Mikroprzedsiębiorstwo pracujące na ich dobrostan w imię jedynej, słusznej wiary w Marię Pannę, rodzicielkę Jezusa Chrystusa.

Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie napsuł krwi naszym królom, a twierdza malborska nigdy nie została zdobyta w bitwie. Przeszła w ręce Polskich Władców dzięki złotu. W 1457 roku Kazimierz Jagiellończyk odkupił posiadłość za 190 tysięcy florenów od czeskiego dowódcy najemników Urlyka Czerwonki. Czech wszedł w posiadanie praw do zamku, ponieważ zakon zalegał z wypłatą żołdu. Więc ów Czech otrzymał budowlę… w zastaw. Mało tego, Zakon Krzyżacki, w odróżnieniu od zakonu templariuszy, nigdy nie został oficjalnie rozwiązany przez papieży, ale dopiero w XIX wieku instytucja ta powróciła do działalności charytatywnej i szpitalnej.

Przechodząc przez wystawy i komnaty, oglądając malowidła na ścianach i słuchając łagodnego głosu przewodnika, płynącego ze słuchawek prosto do uszu, ma się poczucie balansowania między średniowieczem, a nowoczesnością. W kilku miejscach, w tym w kościele na zamku wysokim, przeżyłam swoiste deja vu, patrząc na odrestaurowane, wysokie ściany i fragmenty figury ukrzyżowanego Chrystusa który, gdy byłam nastolatką, spoczywał na posadzce, czekając aż konserwatorzy odtworzą zdewastowane w trakcie II Wojny Światowej średniowieczne ściany.

Zmieniają się kustosze na wystawach, komnaty są w większości ogrzewane, a szlak zwiedzania przechodzą miliony stóp rocznie. Nie zmienia się milczenie cegieł i kamienia. Malowidła na ścianach komnaty Wielkiego Mistrza dalej mają zielonej farby pod dostatkiem. Farby, która oddaje bogactwo tamtych, średniowiecznych, czasów. Letni refektarz był świadkiem wielu poselstw, a prowadząca do niego Wielka Sień robi ogromne wrażanie, prowadząc refektarzy w Pałacu Wielkich Mistrzów. To wszystko, pełne średniowiecznego przepychu, pokazuje również średniowieczną hipokryzję zakonu, który w teorii głosił wyrzeczenie się dóbr materialnych i niesienie chrystianizacji ludom “dzikim”. W praktyce opływał w przepych i siał strach i zniszczenie, by bogacić się i podbijać ziemie.

Ogromna, monumentalna budowla byłą świadkiem wielu historii i intryg, dziś pozwala się pielęgnować delikatnym dłoniom konserwatorów zabytków, którzy walczą o jej przetrwanie. Robi wrażenie i to wrażenie chciałam pokazać kolejnemu pokoleniu, które być może kolejny raz odwiedzi siedzibę Wielkich Mistrzów za dziesięć – piętnaście lat. Jak nie później. Dotknąć wypielęgnowanych cegieł i przejść posadzką, którą siedemset lat temu kroczyli bracia zakonni, przekonani o ogromnej wadze swojego istnienia i słuszności swojej sprawy. Chyba mi się udało, bo gdy kroczyliśmy do auta, usłyszałam westchnienie ulgi mojego pierworodnego, który następnie wygłosił, nie tak cicho jak mu się wydawało:

-Doczekałem się. Życia wiecznego amen.

Dodaj komentarz