Jeszcze chwila… czyli 32 tc

Trzydzieści dwa tygodnie. Druga ciąża coraz bliżej końca, a ja dopiero odnalazłam ubranka po Szymie (Arek: “nie możliwe! Ludzie nie są tacy mali!) i zaczynam myśleć o torbie do szpitala. Bogatsza w doświadczenie cesarskiego cięcia sprzed pięciu lat oraz część noworodkowego niezbędnika – wózek, łóżeczko, wiedza – ze stoickim spokojem (przynajmniej na razie) podchodzę do kwestii organizacji życia w piątkę (Gratek – przykro mi – znowu czeka Cię spadek w hierarchii stada…)

Od stycznia w zasadzie “posiadam wiedzę” o swoim stanie. Ale nawet mdłości, ostre zapalenie zatok i rosnący brzuch nie sprawiły że jakoś szczególnie przeżywam TEN stan. W zasadzie raczej dopiero zaczynam celebrować niedogodności trzeciego trymestru: 
  • przerywany sen (siiiikuuuuu!) – świetny trening przed nocnym karmieniem
  • ból kręgosłupa 
  • “ciągnący” brzuch
  • zaparcia
  • zgagi
  • nocne skurcze łydek
  • pięciolatek w domu – przerwa od przedszkola
  • pracujący na drugą zmianę mąż
  • spadek koncentracji
  • wzrost apetytu na bliżej niezidentyfikowane “coś”
  • spadek aktywności
  • wzrost “niechcemisia”
Ot, same przyjemności, które przy drugiej ciąży zauważasz dopiero, gdy gdy jedną nogą jesteś już na porodówce. 
A potem dopada Cię blady strach, bo torba nie spakowana a Tobie tak się nie chce… 
To co?
Może chociaż paczkę pieluch kupię?

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz