Kiedyś, w jednym z postów wspomniałam że w naszym mieszkaniu nie są porozrzucane zabawki a książeczki. I to jest fakt. Tendencja się utrzymuje, czasem nawet zauważam progres. Książeczki z autami, koparkami, dźwigami, kotkami, pieskami, świnkami, kotkami… szał. Prawdziwy szał. W kolekcji brakuje nam tylko książeczki z Reksiem. Ale spokojnie. Matka czuwa nad biblioteczką Szyma. Wszystko w końcu można nadrobić…
Dzisiejszy dzień zaczął się bardzo niepozornie i bardzo normlanie. Pobudka głośnym “mama!” , sniadanko – tata serwował dopieszczoną jajecznicę, ubieranko. Jednak… moje kochane dziecię ściągnęło dziś z kanapy misia. Nie byle jakiego misia, bo miś jest jeszcze na razie większy niż to moje kochane dziecię.
Jak widać, misja zakończyła się sukcesem. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy… żadne z nas nie wiedziało, że to dopiero część misji została zrealizowana. Miś miał znaleźć się w tipi. Tam, Szymon postanowił realizować kolejną część swojego planu dnia.
– Co będziemy dziś robić Szymonie? – zapytał naiwnie miś
– Jak to co? – spytał zdziwiony Szymon – będziemy czytać książeczki!
I jak zaczęło się niewinnie, tak skończyło stosem książeczek …
… i jedną ofiarą w postaci tulankowej ciamkatki…
Koszulka jest bardzo adekwatna co do całego mojego dziecka 🙂 Dzięki za odwiedziny i zapraszam ponownie 🙂
Dzięki. 🙂
Jak na razie ja też podziwiam. Ciekawe czy tak zostanie.
😀 czytelnik roku. Koszulka też hm.. adekwatna 😉
super, mały słodziak:*
Ale siłacz! Zazdroszczę tej miłości do książeczek! 🙂