Wczorajszy dzień był pracowity. Wieczór już mniej, bo z filmem. Żadnego szału, najpierw “Opowieści z Narni: Podróż Wędrowca do Świtu”, a potem: “W pogoni za rozumem”. Narnię lubię ogromnie. Ekranizacja taka sobie, ale książki są wspomnieniem dzieciństwa. I marzeń, by wejść w posiadanie Szafy. No a Bridget? Bridget, to już inna bajka…
Lubię. Lubię czytać i oglądać Bridget Jones. Mam zawsze ubaw po pachy, i to nie dlatego że czasem jej nieogarnięcie jest niemal równe z głupotą. Nie dlatego że potrafi bywać infantylna. I nie dlatego, że wszystko dobrze się kończy. Dlatego, że gdzieś tam w głębi duszy, każda kobieta jest taka jak ona. A śmianie się z siebie jest najlepszym co może być. Bo zawsze lepiej się śmiać – niż płakać.
Poza tym jej mądrości powalają na kolana, i często są bliskie prawdy. Oglądanie walczącej z sobą autorki słynnego na cały świat dziennika poprawia samopoczucie i ugruntowuje świadomość, że nie jesteśmy same.
Przecież nie od dziś wiadomo, że kobieta jest:
- swoim największym krytykiem wyglądu
- najbardziej niezdecydowanym gatunkiem świata
- na wiecznej diecie
- gończym na buty i torebki, i kosmetyki, i biżuterie, i …
- lokalizatorem “promocji”
- wyszukiwarką humorów (w ciąży przez niektórych zwanych “hormonami”, czasem rozumianym jako bliżej nieokreślony “foch”)
- magazynem sprzeczności
- bezdenną studnią niedopełnionych postanowień
- pokładem samozaparcia
- skrzynią upartości
- koktajlem konsekwencji i niekonsekwencji
- wulkanem radości…
Tylko która z nas do tego się przyznaje? Że kobieta zmienną jest, wiemy od stuleci. Ale że w niemal każdej z nas drzemie cząstka Bridget… cóż. O tym nie mówimy głośno 😉
I na koniec puenta:
“Wierzę, że zawsze można znaleźć szczęście, nawet mając tyłek wielkości dwóch kuli do kręgli”
W pogoni za rozumem. Dziennik Bridget Jones
No można, prawda? 😉
Ja się również dziwię że faceci wytrzymują z nami 🙂
Ale, co by oni bez nas zrobili ?! 😀
Sama prawda, to ja trochę współczuje tym naszym facetom, że muszą z nami wytrzymywać:)