Braki.

Zasiadam do komputera i wzdycham głęboko. Odrywam palce od klawiatury, przecieram twarz dłońmi. Ostatnio czuję się zmęczona własnym życiem, a moją głowę trawią wątpliwości zmieszane z rezygnacją. Jestem zmęczona staniem w miejscu powiedziałam do Hani, ale to nie do końca prawda. Jej dalsza część jest taka, że jestem również zmęczona ciągłymi zmaganiami z rzeczywistością, którą tak usilnie jakaś część mnie zaklina. I choć nie mogę powiedzieć, że nie skutecznie, to czasem ciężko wykrzesać entuzjazm, gdy już w połowie miesiąca w sakiewce zaczyna prześwitywać dno.

Wzdycham ponownie, a w mojej głowie pojawia się wizja, w której codziennie staję pośród zgliszczy i staram się powoli porządkować to, co zostało z mojego życia. Wakacje nie pomagają. Jest połowa sierpnia, mam wrażenie że moje chłopaki zdziczały doszczętnie i choć czekam z niecierpliwością na powrót szkoły i szkolnej rutyny, obawiam się jej jak nigdy. Czuję, że brak mi cierpliwości, a z tego powodu również zaczynam więcej widzieć w szarych barwach. Oczywiście, w moim życiu nie brakuje tych małych, dobrych rzeczy, które w miarę cyklicznie pojawiają się i dają poczucie, że to dobra droga. Jednak ich pozytywna moc i siła ostatnio starcza na krócej. Spotkania z cudownymi ludźmi – joginami – przynoszą chwilę zapomnienia i wytchnienia, a małe rączki pięciolatka trochę wynagradzają nadwyrężone relacje z dziesięciolatkiem. Dobra energia spływa do mnie regularnie, a ja mam wrażenie że pochłania ją jakaś czarna dziura, której ciągle mało.

Tak sobie myślę, że wakacje to czas który dawno już przestałam lubić. Nie pamiętam, kiedy byłam na prawdziwym urlopie, a wyprawienie starszaka do szkoły przyprawia mnie o drgawki. W tym roku doszedł mi jeszcze problem z autem, z którym muszę się zmierzyć… Obok komputera, po którego klawiaturze suną place, leży list z komendy w Grudziądzu. Kolejny znak od wszechświata, że wszystko powoli toczy się jak powinno. Tylko potrzebuje… czasu. Czasu, który ostatnio dla mnie dramatycznie zwolnił.

Dużo tego, a jak już zaczynam wyliczać to, co mnie uwiera, ciężko mi płynnie przejść do tego, co dobre w moim życiu. Zerkam w kalendarz, by oderwać głowę od czarnych myśli, ale nawet on przypomina mi, że znowu muszę przełożyć wizytę u dentysty z racji braku kasy, odsunąć w czasie wizytę u ginekologa z tych samych powodów i wybrać się do pediatry po leki. W tak zwanym międzyczasie pojawię się na Campusie Polska wraz z koleżankami i kolegami z projektu O Tym Się Nie Mówi , a we wrześniu wesprę organizację konferencji prasowej kampanii Dotykam=Wygrywam. Przy tym jeszcze czekają mnie dwie promocje mojej ukochanej Prowincji, gdzie zawsze na zdjęciach ze spotkań w dziwny sposób uwydatniają się moje dwa podbródki. Wydawało by się, że nie mogę narzekać, a jednak mam wrażenie że czarna dziura spowiła nie tylko moje braki emocjonalne ale też ekonomiczne.

Ten rok jest naprawdę dziwny. Nawet godzina na hamaku nie przyniosła ukojenia, rower jest w odstawce, a jeśli chodzi o matę, to jedyne na co było mnie stać, to jej umycie. Mamy połowę roku na boku, a ja mam wrażenie że nie starczy mi kolejnych weekendów by uwolnić głowę i zwyczajnie, prawdziwie beztrosko odpocząć. Mimo to wiem, że kroczę drogą która da stabilizację i spokój i dzieciom i mi. Wiem, że wszystko przyjdzie wtedy, kiedy powinno: nie szybciej, nie później, a w odpowiedniej chwili. Mam w sobie nie zachwianą pewność i spokój, które co jakiś czas, regularnie pokrywa szara mgła zmęczenia.

Być może dojdę do etapu, gdy w końcu i ona odejdzie, zostawiając to, czego najbardziej potrzebuję.

Szczęście.

Dodaj komentarz