Rzut za trzy

W sobotę, jak to w sobotę. Jedni robią zakupy większe, inni mniejsze. U nas tym razem mniejsze, gdyż zapasy nie wyczerpane. Więc w koszu jakieś jogurty, zielenina, kilka łakoci i mleko. Nic szczególnego, jednak przydatne rzeczy. 

Zakupy tym razem bez starszaka, bo ten do niedzieli u babci, więc tylko młodszy na ojca rękach sklep zwiedza. A to coś sięgną i za chwilę odłożą, a to pójdą w inną alejkę by popatrzeć na ludzi, czy zrobić przegląd rodzajów kisielu na półkach. 
Gdy pora do kasy i grzecznie staję w kolejce, ojciec w ramach ćwiczenia umiejętności matematycznych leci po jedno piwko. Przynosi trzy – w końcu urlop zaczyna, czuje powiew wolności. 
Gdy nasza kolej, słyszę za plecami:
– O jaki śliczny chłopiec – świergocze jakaś Pani – ile ma? 
– Dziewięć miesięcy – odpowiada uśmiechnięty tata
– Też mamy takiego, wnuk od syna – mówi równie uśmiechnięta Pani – ale miesiąc ma dopiero, to jeszcze nie mobilny … – i tak niezobowiązująca rozmowa na temat dzieci w kolejce się toczy, której biernie się przysłuchuję.
Potem już tylko wypad do kwiaciarni, po groszek na rynek i droga do domu. W między czasie rozmowy luźne, lub uspokajanie zmęczonego pełzaka. W domu – jak to na urlopie – ojciec w ramach przygotowań do intensywnego relaksu z odkurzaczem lata. Matka z pełzakiem w piłę gra w małym pokoju, a w między czasie zbiera porozrzucane zabawki, by miejsce zrobić ojcu na wciąganie. 
– A tak na przyszłość – rzucam do ojca – to Oskar ma skończone już dziesięć miesięcy
– No wiem, wiem… – odpowiada rozbawiony ojciec – rzuciłem tak na szybko ostatnim pewniakiem jaki miałem!
Źródło: pixabay.com

Dodaj komentarz