Rodzinna telepatia

Życie w ostatnich latach wystawiło naszą małą rodzinkę na niejedną próbę. Przeszliśmy tyle  wszelkiego rodzajów kryzysów, że nie jeden by zrezygnował. A jednak trwamy dalej – 11 lat razem, a za parę dni 7 lat po ślubie. 

Nie mówię, że jest cukierkowo. Nie, nie… nie ma drugiej tak zdolnej osoby na świecie, która potrafi zagrać na moich nerwach jak Arek (No chyba że moje dzieci). Jednak wtedy – zazwyczaj po czasie – przypominają mi się słowa pewnego księdza, który na moje żale odpowiedział krótko, zamykając mi usta: 
“Najbardziej wkurzają nas Ci, na których nam zależy”

Trudno się z tym nie zgodzić, bo właśnie od tych osób wymagamy najwięcej. Niby takie proste, a tak komplikuje życie.
Do czego dążę? 
Arkowi przytrafiła się okazja delegacji na Litwę. Trochę nie w czas, biorąc pod uwagę, że za około tydzień wybieram się już na porodówkę… postanowiliśmy jednak wyszarpnąć coś z tej okazji a mianowicie dwa tygodnie.
Na szczęście tydzień już za nami, teraz tylko do piątku… i można rodzić 😉 
Niestety okazało się, że drugi tydzień delegacji zacznie się już w niedzielę popołudniu, a weekend? 
No, wyszedł trochę szalony. 
Położyłam Szyma spać,  sama już prawie zasypiam, odczuwając dość spory dyskomfort psychiczny. Jednym okiem skrobię SMS:
“Kurczę, źle mi bez Ciebie” 
Jeszcze szybciej dostaję odpowiedź: 
“Wiem mi też”

W tym samym momencie zza ściany woła mnie Szym. Lekko sfrustrowana, że znowu muszę tarabanić swój wielki brzucho z wyrka, bo pierworodny wzywa w “pilnej” potrzebie, idę do pokoju obok. 
– Mamo, bo wiesz… już tęsknię za tatą… – odzywa się na wstępie Szymek, zmiękczając mnie doszczętnie. 
Taka tam mała rodzinna telepatia…
 

Dodaj komentarz