Uwielbiam chwile, gdy dziecko przebywa poza domem dłużej niż 8 godzin. Generalnie, lubię te momenty gdy mam szansę się za nimi stęsknić, bo to oczyszcza atmosferę i zwyczajnie daje obu stronom odsapnąć. Jednak najbardziej lubię, gdy w trakcie tej rozłąki do głosu dochodzi dziecięca szczerość.
Godzina dwudziesta, dzwoni telefon. Patrzę – mama. Jak nic coś się dzieje, bo pierworodny celebruje weekend u babci. Być może trzeba grzać do Malborka?
W słuchawce głos szyma:
– Haloooo?
– No? Co tam Szymek. Jechać po Ciebie? – wypalam by mieć to za sobą.
– Nie, nie – odpowiada dziecię – tak dzwonię, bo wieczór i babcia mnie naciągnęła…