W piątek dzień szczególny. Od rana celebracja dorosłości, głębokie refleksje. Po mieszkaniu hula dziwna cisza… Nie tylko dlatego, że ojciec od rana w pracy. Nie, nie… nie dlatego, że starszak w przedszkolu. Szanowni Państwo, pierworodny w pierwszą drogę bez starych pojechał. Nie byle jaką: weekend w Poznaniu !
Owszem, planowane wydarzenie było od dwóch tygodni. Logistycznie i taktycznie, mentalne nastawianie całej rodziny: pięciolatek jedzie na ferie. Pociągiem w daleką podróż. Z babcią i kuzynem.
P o c i ą g i e m .
Trzeba było działać do momentu wystawienia dziecka za drzwi. Zadaniowo poranek rozpisany, wszystko jasne jak na apelu w wojsku. Punkt ósma, Szym torbę w ręce i ostatnie słowa:
– Kocham Cie mama, będę tęsknił. Daj mi jeszcze rękawiczki. – Chwytam rzeczone łapki, ściskam młodego, lekko podekscytowanego, z miną poważną jak u nastolatka.
– Baw się dobrze synek i pamiętaj, słuchaj się babci – Po czym dziecię me pierworodne z torbą w ręce schodzi na dół.
Zamykam drzwi. Głęboki oddech biorę i słucham. Cisza. Oskar nie domaga się uwagi – zdążę. Chwytam telefon w rękę i informuję męża o podniosłej chwili:
“Twoje dziecko pojechało właśnie w pierwszą dalszą podróż bez starych. Ale z babcią, więc liczy się w połowie” – skrobię smsa, myśląc ze trochę złagodzę wydźwięk podniosłości chwili faktem, że teściowa czuwa nad chłopakami i zdrowiem psychicznym mojej szwagierki.
“Masakra. Jeszcze chwile i studia i w ogóle już Go nie będziemy widywać” dostaję odpowiedź i wybucham śmiechem, Zaraz jednak przychodzi refleksja. Czas tak szybko płynie…
“Może do pracy pójdzie. I do czynszu się dorzuci” Odpisuję.
źródło: pixabay.com |
Brawo👍
Udanych ferii, bo Poznań mało zimowy 😉