Zoolog altruista

Z domu wyszliśmy punktualnie: 7:30. Myślę sobie: ” Dobry czas, damy radę”. Nie pada już, w miarę przyjemnie – rześko. Deszcz nam nie straszny. Tą samą drogę cały tydzień pokonywaliśmy w niecałe 15 minut. Dziś tempo było prawdziwie ślimacze.

Że po deszczu na chodnikach pojawiają się całe kolonie ślimaków każdy wie i widzi. Ale, że te ślimaki potrzebują pomocy – o tym mało kto pamięta. Ale Szymek owszem!
I tak drogę do przedszkola pokonaliśmy dziś dwa razy dłużej. Mój mały zoolog altruista pochylał się nad każdym ślimakiem na chodniku, analizował stopień potrzeby ratowania ślimaka:

  1. Najpilniejsza: idzie już środkiem chodnika, nieświadomy niebezpieczeństwa. Jeszcze nie zdeptany. Co robić? Chwyć delikatnie za muszlę, przenieś na trawę.
  2. Średnio pilna: w połowie drogi na środek chodnika, ma szanse jeszcze zawrócić samodzielnie, ale wdzięczny będzie za uświadomienie, że kierunek obrał zły. Że jeszcze może zawrócić i przeżyć. Jeszcze nie zdeptany. Co robić? Chwycić delikatnie za muszlę, przenieść na trawę.
  3. Przeciętnie pilna: nieświadomy delikwent balansuje na granicy chodnika i krawężnika. Częścią ślimaczego śluzu jeszcze na trawie, ale część już dotyka betonu. Jeszcze w całości, nieświadom ważności swojej decyzji. Co robić? Uświadomić ślimaka i zawrócić. Chwycić delikatnie ślimaka za muszlę i obrócić w przeciwnym kierunku, by zrozumiał swój błąd.
  4. Poziom pilności zero: pomoc zupełnie nie potrzebna, ślimak ostatecznie przytulony do chodnika. Pomoc nadeszła zbyt późno. Co robić? Pochylić się, wykluczyć szanse jakiejkolwiek pomocy. Dla bardzo przejętych: dodatkowo westchnąć nad jego losem. 
Także, przepraszam Pani Ksawero. 
Spóźniliśmy się dziś trochę do przedszkola bo ratowaliśmy ślimaki. 
Całe kolonie. 
Postój co metr. 

wyzwoliciel ślimaków

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz