Tak sobie myślę, że gdybym miała wskazać moment, w którym zmieniło się moje życie to była chwila, w której zrozumiałam jak wielki błąd powielam od lat. Oczywiście, zmiana nie była nagła i bezbolesna. Kosztowała i nadal kosztuje, wiele wyrzeczeń, pracy i poświeceń. Ale z drugiej strony, uśmiech, jaki pojawia się na mojej twarzy za każdym razem, gdy przypominam sobie słowa, jakie wywołały ten wstrząs, jest pełen zrozumienia.
Ego mówi: gdy wszystko się ułoży, wówczas poczuję spokój.
Duch mówi: znajdź swój spokój i wszystko się ułoży.
Marianne Williamson
Latami czekałam na swój spokój, czekałam na lepszy czas, na sprzyjający wiatr i masę innych czynników, które po ludzku tworzą dobrobyt i szczęśliwe życie. Nie rozumiałam, dlaczego ciągle omija mnie owo osławione szczęście. Zastanawiałam się, dlaczego inni je mają, a ja nie. I czekałam, aż wszystko się ułoży, by mieć swój spokój. Tylko że nic nie chciało się ułożyć. Kiedy pierwszy raz przeczytałam słowa Marianne, zaczęło do mnie docierać, że to nie od tej strony. Zaczęłam rozumieć, że jeśli nie zmienię siebie, nie znajdę spokoju. Nie zaznam szczęścia i nie znajdę siły, by zmienić swoje życie. Trochę mi zajęło dotarcie do sedna problemu i zrozumienie, że na tą chwilę problemem jestem ja sama. Moje wnętrze i to, jak ono postrzega i ocenia świat. I czego od świata oczekuje. Nie pomagało też życie w przeszłości, pielęgnowanie własnego nieszczęścia i wynoszenie każdego potknięcia do rangi życiowej porażki. Kiedy wspominam siebie z tamtego czasu, ciężko mi uwierzyć, że w cztery lata można tak bardzo zmienić postrzeganie świata. I tak bardzo zawalczyć o siebie. Powyższe słowa bardzo mi pomogły. Ich drugi wers powtarzałam co rano, powtarzałam idąc na każdą rozmowę kwalifikacyjną i powtarzam za każdym razem gdy pojawiały się problematyczne sytuacje. Już w pierwszym dniu pracy, gdy w końcu znalazłam swoje biurko, przyczepiłam je do rogu monitora.
Są ze mną do dziś.
Czy to oznacza, że stałam się oazą spokoju, z której może czerpać cały świat? Absolutnie nie. Dalej jestem tylko człowiekiem, szukam dalej spokoju, miewam słabe okresy, odczuwam przepracowanie i zniechęcenie. Szczególnie ostatnio. Dodatkowo zmagam się z dość skomplikowaną sytuacją osobistą, pracuję nad sobą i staram się sprostać wymaganiom codzienności. Uczę się jednak utrzymywać równowagę i doceniać to co mam. Zmieniając tempo, zmierzam raz szybciej, raz wolniej do celów które widzę na horyzoncie. Które kreuje i w które wierzę. Doceniam bliskie mi osoby, regeneruje siły podczas towarzyskich spotkań z nimi i spotkań na macie. Stałam się odważniejsza, choć nie zrezygnowałam z ostrożności.
Moją wiarą stał się spokój i … ja sama. Choć może brzmieć to egoistycznie, to jednak takie nie jest. Zrozumiałam, że to ja mam wpływ na to jak postrzegam świat. To moja definicja szczęścia ma znaczenie, a nie cudza. I, że niezależnie od beznadziejności sytuacji, wybór i tak zależy ode mnie.
Myśląc nad zakończeniem, czytam powyższy tekst około pięciu razy. Wiem, że pewnie jeszcze po jego opublikowaniu znajdę literówki i błędy, ale nie na tym się skupiam. Zawsze zastanawiam się w pierwszej kolejności nad sensem napisanych słow. Nagle powyższe wydaje mi się tak oklepane i pełne prozaicznych zwrotów, motywacyjnych tekstów z Instagrama. Dla osoby pogrążonej w nieszczęściu nie będzie miało większego znaczenia i wyda się bezsensowym pierdo******. Uśmiecham się pod nosem, bo przychodzi mi do głowy, że skoro ktoś tak mógłby pomyśleć po przeczytaniu tego, to znaczy że jeszcze nie ma dramatu, a do dna ma daleko. Z drugiej strony, nie ma skali porównawczej nieszczęścia człowieka, więc dlaczego tak chętnie uogólniamy szczęście? Każdy ma swoją drogę, a moja zaczęła się od poszukiwań spokoju i chwycenia życia w swoje dłonie. I szybko się nie skończy. Zapoczątkowały ją “mądrości z Instagrama”, ale jeśli mogą one tak zmieniać życie, to czemu nie?