Zerówkowicz i matka wariatka

Miejsce to powstało na pół roku przed urodzeniem się Szymona. Były przerwy, ewolucje, rewolucje i inne takie. Było różnie. Ale dotrwaliśmy. Szanowni Państwo, wytrwaliśmy tyyyle lat, tyle dni, nocy i przygód, że czasem się zastanawiam kto bardziej jest szalony: ja? czy siła wyższa, która nade mną czuwa ?

Cóż, tego dylematu nie będę roztrząsać, bo nie tą refleksją chcę się z Wami podzielić. Sprawa jest ważniejsza, gdyż drugiego września wkroczyliśmy w bardzo istotny etap życia Szymona. Rozpoczęliśmy przygotowanie przedszkolne, czyli tzw. zerówkę. A żeby było trudniej, to zmieniliśmy przedszkole. 
Ostateczną decyzję podjęliśmy w lipcu, i jakimś cudem myśl o tych zmianach nie zawracała mi głowy aż do ostatniego tygodnia sierpnia. Oczywiście swoimi nieokreślonymi obawami dzieliłam się z mężem i w ścisłej tajemnicy przed synem. 
A syn? 
Syn do sprawy podchodził na luzie, a jedyny objaw stresu pojawił się raz, przed samym wyjściem w poniedziałek. Wtedy usłyszałam, że trochę żałuje że nie wróci do starego przedszkola. 
I tyle. 
Przez cały tydzień obserwowałam jak dzielnie wkracza w nowe mury, jak wita się z paniami i jak żegna się z wszystkimi wychodząc. Obserwowałam uważnie reakcje: ciekawość, zainteresowanie i lekki niepokój. Słuchałam i rozmawiałam jak było, co robił, jadł i jak się czuł. Czy mu się podobało. 
Szym jak to Szym, czasem odpowiadał wylewnie, dał się wciągnąć w dyskusję, czasem lekko podirytowanym głosem ucinał moje dociekania: “no nie pytaj mnie już!”
Dziś, kiedy dobrnęliśmy do domu i nakarmiłam pełzaka, usiadłam obok Szymona i zadałam standardowe pytanie: 
– Szymon, co a co dziś jadłeś? – w większości przypadków odpowiedzią jest “nie wiem”, “nie pamiętam” albo rzucone jedno danie które zapamiętał. A zapamiętał dlatego, że mu nadzwyczaj smakowało. 
– Rosół – pada odpowiedź, a że haczyk chwyciłam to brnę dalej
– Ooo, a Ty lubisz rosół, więc pewnie miałeś dokładkę? 
– Tak – odpowiada Szymon, nie patrząc na mnie w ogóle
– No a co na drugie? – płynę z nurtem, zadowolona że w rozmowę wciągnąć się dało młodzież
– Kasza – odpowiada bez zająknięcia, a ja znowu łykam ochłap i nadaję
– Z sosem i mięskiem ? Tak jak lubisz? Smakowało? – w myśli zacieram ręce, że tak cudownie wszystko się układa, że nowe przedszkole i nawet menu pod Szyma, że dziecko zadowolone… więc patrzę i czekam na zachwyty, ochy i achy zerówkowicza i słyszę: 
– Muszę ci się do czegoś przyznać. Wymyśliłem tą kaszę, bo już nie mogę ciebie słuchać. 
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, na wpół zszokowana na wpół rozbawiona, uściskałam starszaka i zniknęłam w kuchni. 
Co mam powiedzieć. 
Szczerość zawsze cenię. 
Nawet tą brutalną.

Pierwszy tydzień zerówki niemal odhaczony. 

źródło: pixabay.com

Ten post ma jeden komentarz

  1. Asia

    Przynajmniej szczery, bo moja siostrzenica bez zająkniecia opowie co robiła w przedszkolu nawet jak tam nie byla danego dnia 😂

Dodaj komentarz