No i stało się. Ostatni dzień 2018 roku. Od wczoraj, szykując małe zakąski dla 3 osób, planując sylwestrowy wieczór i ogarniając codzienne zwykłe sprawy myślę, o moich małych sukcesach, porażkach. O tym, na który Everest życia w końcu weszliśmy, a na którym połowa drogi dopiero za nami. Aż sama jestem ciekawa bilansu.
Już pierwsze dni 2018 przyniosły rewolucję. Dziewiętnastego stycznia potwierdziło się, że jestem w ciąży. I że na początku września nasza rodzinka się powiększy. Konsekwencją tego było zamknięcie działalności, perturbacje zdrowotne … ale do września dotrwaliśmy.
Po drodze były urodziny Szymona i mój debiut tortowy. Chyba tak na prawdę od niego się zaczęło. Rok dwa tysiące osiemnasty to dla mnie także rok w kuchni. Pieczenie stało się moją kolejną pasją, jedzenie ciast – pasją męża. Nauczyłam się w końcu piec biszkopty, a oprócz nich pierwszy raz piekłam piernik staropolski i tort makowy. Oba ciasta wejdą do mojej tradycji świątecznej – są fenomenalne i warte zachodu. Pogodziłam się też z drożdżami – drożdżowe bułeczki to stały jesienny wypiek w naszym domu. Jak żadnego roku zapełniłam piwnice dżemami. Pokusiłam się też o sporządzenie nalewki, czym zainspirowałam Arka – zrobił sobie trzy 😉 Pod względem kulinarnym to zdecydowanie cudowny rok.
Rok dwa tysiące osiemnasty to zmagania Szymona z logopedycznym treningiem. Ale też długie wakacje pełne wrażeń. Choć zaplanowałam miesiąc wakacji dla Szyma, przedłużyły się niemal do końca sierpnia.
Od kwietnia do czerwca jeździliśmy na pikniki, które zamierzamy powtórzyć i w przyszłym roku. Sielankowe popołudnia, z grillem, latawcem i gigantycznymi bańkami to zdecydowanie świetny sposób na rodzinne weekendy.
W dwutysięcznym osiemnastym chłopaki zrobili setki kilometrów na rowerach – czego bardzo im zazdroszczę. Sztum i okolice sprzyjają pasji rowerowania, potencjał jest tu duży – do tej pory niezbyt wykorzystany. Ambitnie marzę, ze dwa tysiące dziewiętnasty pozwoli nam rozwijać tą miłość dalej, wciągając w to najmłodszego – Oskara.
Dwa tysiące osiemnasty to też mój znaczący spadek szycia i czytania. Ubolewam nad tym bo jedno i drugie jest dla mnie ważne. Liczę jednak, że dwa tysiące dziewiętnaście pozwoli mi poprawić i zrealizować moje plany szyciowe i czytelnicze.
Podsumowując: mijający rok okazał się rokiem oczekiwania i zmian. Końcówka to wieczna lekcja i nauka życia w piątkę. To kolejny rok z przyjaciółmi, najwierniejszymi jakich można sobie wyobrazić. Dzielenie z nimi porażek sukcesów i trudów.
Dziękuje Ci Stary Roku za dwanaście miesięcy lekcji i nauki. Za zdrowie, małe i duże radości, talenty które pozwoliłeś nam odkryć, niepowodzenia których nam oszczędziłeś i te które minęły szybko i odeszły w niepamięć.
Przybijając piątkę z Nowym Rokiem, szepnij Mu słówko. Wspomnij, by również spojrzał na nas przychylnym okiem i ciepłą aurą. Podrzuć mu w plecaku trochę spokoju i równowagi, byśmy każdy dzień i każdą wspólną chwilę w Nowym Roku doceniali i celebrowali mądrzejsi przeszłością i nie lękając się przyszłości.
źródło: pixabay.com |