Chyba każdy gdzieś w okół siebie ma kogoś, kogo mógłby określić jako “wszystko-wiedzący-najlepiej”, tudzież “wujek/ciocia” dobra rada. Dziś jestem na etapie, że gdy nie mogę (bo nie wypada) takiej osobie powiedzieć bezpośrednio żeby się oddalała, to jednym uchem wpuszczam drugim wypuszczam… a w mentalnie pokazuję środkowy palec.
Sobota, przed godziną czternastą. Stoję sobie w kolejce w osiedlowym sklepie. Przyjechałam po chleb – wiadomo jutro niehandlowa, a godzina taka że na półce z pieczywem nie ma zbytnio w czym wybierać. Jeszcze miesiąc i dwa tygodnie temu sklep ten odwiedzałam tocząc się powoli, zupełnie nigdzie się nie spiesząc. Dziś wyskoczyłam na chwilę, z myślą że Oskara zostawiłam nieśpiącego. Że Mały Gnom może w każdej chwili przypomnieć sobie o takim jednym zakładzie produkcji mlecznej, bez którego od miesiąca obejść się nie może. Który kaprysem Stwórcy, wynikiem ewolucji lub po prostu zrządzeniem losu przytwierdzony jest do mojego ciała. Ot, dola matki polki mlekiem płynącej.
No więc stoję sobie, i myślę, czy Ojciec mych dzieci rwie już resztkę włosów z głowy, czy już tynk zębami zdziera … gdy do mych uszu dobiega rozmowa dwóch pań przede mną. Dodać należy, że Panie wyglądają na wiek stateczny na tyle, by stwierdzić że swoje dzieci odchowały, co nie co wiedzą, a teraz tylko czekać muszą aż wnuk – niemowlak przyjedzie.
– I jak tam mały? – pyta pierwsza, co to od kasy dawno odejść powinna. Ale stoi dalej zagadując znajomą, która przybrała na twarz tzw. “uśmiech numer pięć” i kiwa głową licząc, że sprawę załatwi szybko. Będzie mogła w spokoju zapłacić za zakupy i oddalić się z miejsca udręki.
– Dobrze, dziękuje. Drze się wieczorami – dodaje niespodziewanie (dla mnie oczywiście) – kolki ma
– Aaaa…- zagadująca uśmiecha się uśmiechem znawczyni tematu. Takim co to sugeruje że nie tylko ten temat zna, ale wiele innych – ale piersią karmi? – dobiega do mych uszu. Przez chwilę zastanawiam się, czy matka karmiąca wspomniana przez zagadującą ma twarz? Imię? Czy może już faktycznie została zdegradowana do cysterny z nabiałem, pozbawionej imienia, osobowości i innych funkcji życiowych. Czy mnie też czeka taki los?
Zerkam na zapytaną, ta tylko przytakuje kiwając głową. Zupełnie nie świadoma jaki skręt kiszek i ciąg myśli wywołało u mnie to pytanie.
Zerkam na zapytaną, ta tylko przytakuje kiwając głową. Zupełnie nie świadoma jaki skręt kiszek i ciąg myśli wywołało u mnie to pytanie.
Pytanie z kategorii zakazanych, nachalnych i balansujących na granicy wścibstwa z ordynarną niegrzecznością. Sama ostatnio padłam ofiarą takowego troskliwego pytania: ale piersią karmisz?
Nie wynika ono z troski o stan młodej matki, czy dietę noworodka… bynajmniej! Choć zazwyczaj przy tego rodzaju pytaniu intruz wszystkowiedzący przybiera ton poważny (sugerujący profesjonalnego znawcę tematu) i zatroskany. Bo przecież powszechnie wiadomo jaki to problem i poświęcenie rozbujać laktację i machać cycem na każde jęknięcie. Stać się całodobowym dostawcą mleka, a powszechnie wiadomo cóż to za dobrodziejstwo dla małego człowieka.
Idąc krok dalej: Mamo! Twój biust jest teraz przedmiotem publicznej troski o dobro malca. Symbolem Twojego matczynego sukcesu, lub matczynej porażki.
Pamiętaj tylko o jednym Mamo: nigdy, ale to n – i – g – d – y nie karm piersią w miejscu publicznym. Wtedy ranga Twojego poświęcenia maleje, a z bohaterki stajesz się bezwstydnicą paradującą z cyckiem na wierzchu.
![]() |
źródło: pixabay.com |