Wpis bardzo osobisty

Nie rzadko słyszy się, o rozwodach. Że jest ich dużo, że są plagą naszego wieku, że wynika z nich samo zło, które najbardziej odciska się na dzieciach. Paradoksalnie nie do końca się z tym zgadzam. Dlaczego? Owszem, rozwód jest krzywdą. Ostatecznością, jaką chwytają niegdyś kochający się ludzie. Łatwo krytykować decyzję o rozwodzie. Ale czy ktoś z krytykujących zastanawiał się kiedyś, jakie konsekwencje może przynieść brak decyzji o kroku ostatecznym?

Bez tego kroku, życie całej rodziny zamienia się w koszmar. Dzieci są świadkami jak miłość wypiera obojętność, obojętność – nerwowość, a nerwowość powoli zastępuje nienawiść. Na tym etapie nie skutkuje żadna próba “ochronienia” dziecka.  A kiedy dziecko zamienia się w nastolatka, a nastolatek w człowieka u progu dorosłości, widzi więcej. Początkowo próbuje zrozumieć, równocześnie walcząc o swoje i wstydząc się swojej sytuacji. Paradoksem jest fakt, że nie wstydzą się uczuciowi rozwodnicy, których nic już nie łączy. Skupieni zbyt bardzo na swojej sprawie, uparcie twierdząc, że ich sprawy nie dotyczą ich potomstwa. A właśnie “ich sprawy” najbardziej dotykają dzieci. Nawet tych dorosłych. Samotność dzieci tych ludzi i poczucie niezrozumienia w towarzystwie jest wielka. Wstyd i obawa przed “zarzucaniem” przyjaciół tego rodzaju problemem  potęguje uczucie bezradności i osamotnienia. Odczucie dreptania w miejscu. Często jest też tak, że agresja rodziców, albo jednego z nich w końcu jest też kierowana na dzieci. Automatyczna obrona ofiary z czasem zamienia się w agresję na sam widok rodzica. Błędne koło, pełne żalu, smutku, osamotnienia… Dziecko potrzebuje  wiele siły, samozaparcia i szczęścia by z tego wyjść.
Powiedzcie mi teraz, że rozwód to zło przez które cierpi najbardziej dziecko. Że lepiej trwać przy sobie, dla dobra dzieci. Owszem lepiej trwać, gdy są szanse na dogadanie się, stworzenie w miarę przyzwoitej i rodzinnej atmosfery. Chyba dorośli ludzie sami potrafią określić swoje możliwości. Wiedzą, na jaką dojrzałość ich stać. Niestety, w większości zapamiętanie w wojnie na pogorzeliskach małżeńskich jest tak wielkie, że nie ma miejsca na racjonalne oceny czy myśli. Nie wspominając o racjonalnych argumentach.
Każdy kij ma dwa końce.
A medal dwie strony.
Mi się poszczęściło. podpis BLOG

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Paula

    Dzięki i wzajemnie! Na pewno się przyda 😉

  2. Paula

    Kiedyś też zazdrościłam. Dziś staram się żyć inaczej niż moi rodzice, stworzyć bezpieczny dom Szymonowi…

  3. Paula

    Szkoda, że nie wszyscy tak myślą…

  4. Wiolka4444

    Życzę Szczęśliwego Nowego 2014 Roku 🙂 Żeby 2014 Rok był jeszcze lepszy od 2013

  5. bunio

    Ostatnie zdanie przyjęłam z wielką ulgą 🙂

  6. Unknown

    Wychodzę z założenia, że dzieciom będzie lepiej jak będą mieć dwoje rodziców szczęśliwych osobno niż nieszczęśliwych razem.

  7. liv6

    Ja jestem z takiej rozbitej rodziny i doświadczyłam zarówno cięzkich lat przed jak i później dziwnych lat po, kiedy nie ma domu rodzinnego, każde pozakładało nowe rodziny i np. w święta jest dziwnie, na ważnych uroczystościach typu ślub, chrzciny jest dziwnie :/ dziecko naprawdę cierpi w takich sytuacjach właściwie do końca życia. Z zazdrością patrzę na osoby, które mogą wrócić do swojego rodzinnego domu, do obydwojga rodziców.

  8. Przystań Rodzina

    Trudny temat. Uważam, że jeśli nie ma już czego ratować, to lepszą alternatywą jest rozstanie.

Dodaj komentarz