Cały dzień wyczekiwania. Przyjazd niespodziewany i spodziewany za razem. Oczekiwany, niosący zmiany w nastroju matki. Bo jak mąż do domu przyjeżdża to i humorek żonie się zaostrza.
Męża nakarmić trzeba. Bo wiadomo, z głodnego męża pożytku nie ma.
Tak więc mąż zjadł.
Podziękował. I przychodzi się przytulić.
Tuli się i nagle… pociąga nosem.
Jeden raz.
Drugi.
Trzeci.
– Co tak pachnie grzybami? Suszonymi?
Matka zdziwiona patrzy, sekundę myśli… uśmiecha się szeroko:
– Mąż do domu przyjechał!
***
Nawet mąż się uśmiał. Coś dla siebie znaleźć w żarcie musiał.
“To chyba najlepszy żart jaki powiedziałaś. Bez męża to i żarty Ci nie wychodzą”
To się nazywa "mieć nosa" 😉