Jakoś tak wyszło, że Szymon często – gęsto mimo zmęczenia na wieczór zwyczajnie “świruje”. Zagonienie Go pod prysznic graniczy z cudem i odbywa się to przy kakofonii różnych dzikich dźwięków, krzyków i zaczepek. A że wieczorem z siłami rodziców bywa różnie to i cierpliwość na poziomie deficytowym drepcze za nami resztkami sił.
Tego wieczoru Ojca cierpliwość zdecydowanie pełzała. I choć Szym już był już pod prysznicem, to współpracować wcale nie zamierzał. Stałam w kuchni, i co jakiś czas słyszałam tylko słowne przepychanki i coraz większą nerwowość Arka.
– Szymon! – dobiega mnie w końcu niesione echem po łazienkowych kafelkach – nie będę Ci płukał tyłka! Ile Ty masz lat?! – pyta Ojciec lekko zdesperowany
– A Ty? – od Młodego również zieje małą furią – Ile?!
– Trzydzieści siedem – pada pewne i opanowane wyznanie mego lubego. Przecież w tych zawodach ma wygrane.
– A ja mam pięć! – odkrzykuje zły Szymek – To za mało!
Mój wybuch śmiechu z kuchni zdecydowanie ogłosił zwycięzcę tego starcia 😉
Dar ma po ojcu… 😉
Umie chłopak negocjować 😉