Dawno nie było o książeczkach. Ale to, że nie było to nie znaczy że nie mamy nowych. Mamy, mamy… i dużo oglądamy, gdyż Szymon jest na etapie intensywnego interpretowania obrazków, a wszelkie próby czytania kończą się rękoczynami i przemocą wobec czytającego.
Nie zrażam się tym w ogóle i co raz kupuje różne bajki dla mojego syna w nadziei, że w końcu z chęcią posłucha tego co będę chciała mu przeczytać. Poza tym nie ma co ukrywać, że sporo z nich kupuję na podstawie swojej intuicji, poddając się czarom zawartym w magicznych ilustracjach.
O tej książeczce dowiedziałam się buszując u Sroki. Książeczce, która ma nie tylko magiczne ilustracje ale też w swej prostocie piękną historię. Historię pewnego uśmiechu przekazywanego do zwierzaka do zwierzaka, z pełną odpowiedzialnością, gdyż każde ze zwierzątek wie, jak ważna jest misja powierzona przez Mamę Żabkę…
Smutna mała żabka wywołała u Szyma chwile zadumy i stuprocentowego skupienia. Niestety nie udało mi się tego uchwycić w obiektywie… w każdym razie historia opowiedziana (nie przeczytana) przez Mamę o smutnej żabce przypadła do serca mojemu Malcowi.