Ten czas…

Tak, tak, tak… nadszedł czas, kiedy dziecko skończyło pół roku i mama zaczęła myśleć co by tu na rynek pracy wrócić. A że pojęcie “rynek pracy” w słowniku młodej mamy znajduje się w rozdziale “pojęcia ciężkostrawne i stresogenne”, żaden espumisan nie zaradzi wszelkim dolegliwościom z tym związanym…
Jak z pracą u nas w Polsce? Chyba wiemy wszyscy, co się rozpisywać. Dupa blada, i kpina w żywe oczy. Wizja powrotu na “zaszczytny” rynek osób pracujących prześladowała mnie w zasadzie od momentu gdy Szymon skończył trzy miesiące. Znalezienie pracy, za przyzwoite pieniądze, w miejscowości jaką jest Sztum i jej okolicach graniczy z cudem. Praca u “prywaciarzy” dorobkiewiczów to wielka męczarnia i niezły cyrk… do którego nie uśmiecha mi się wracać. Więc co zrobić?
Któregoś wieczoru zrodził się w mojej głowie pomysł. Bardzo mglisty, nie wyraźny bez żadnych konkretów. Trochę podejrzany od kogoś, kosmetycznie zmodyfikowany i rozszerzony. Jednak dalej mglisty. Mąż podchwycił. Jako, że sytuacja ciężka, mąż zaczął pchać. I znalazł projekt. Jeden z ostatnich unijnych na lata 2007 – 2013… Papiery złożone z początkiem grudnia… a dziś? Dziś już wiem, że wniosek przeszedł. Bez szału, ale pchnięty dalej. Teraz wszystko zależy ode mnie, a nie od wniosku.
I wiecie co?
Wcale się nie cieszę…
Chyba ostatnio tak bałam się szóstego czerwca tego roku…
…przed obroną…
podpis BLOG

Ten post ma 5 komentarzy

  1. Unknown

    Trzymam kciuki za powodzenie Waszego projektu!! Dasz radę!

  2. liv6

    Może to będzie właśnie ten moment gdy zmieni się całkiem Wasze życie, powodzenia 🙂 też bym chciała coś swojego tylko pomysłu brak :/

  3. bunio

    Czuję, że coś fajnego w Twoim życiu się szykuje 🙂

Dodaj komentarz