Mam w domu męża. Chorego męża. Dopiero w czwartek udało mi się go wygonić do lekarza. Pół godziny gadania wystarczyło, by zagnać go do wyrka. Należy zaznaczyć, że było to tylko pół godziny. No cóż, prawdziwy mężczyzna. ; ) Na szczęście zdążył pójść ze mną na naszą pierwszą lekcję do szkoły rodzenia. Wniosek po tych zajęciach mam tylko jeden: bardzo skutecznie odsuwałam od siebie myśl i wyobrażenie o porodzie. Okazało się że w tym osiągnęłam w tym perfekcję. Rezultat był taki, że przez półtorej godziny słuchałam o drugiej fazie porodu machając przy tym rękami, nogami i ćwicząc oddechy. Dopiero na drugi dzień poprawił mi się humor na tyle że dotarły do mnie argumenty męża: lepiej się przygotować na to co nas czeka, niż iść na żywioł. Cholera – no ma rację chłop, ale weź to kobieto “przełknij”. Strach przed tym co będzie się działo z twoim ciałem, odwróć się plecami do swojej psychicznej intymności i wyrzuć w błoto skrępowanie, pozwalając obcym ludziom co pół godziny zaglądać ci między nogi… gdzie będzie królował przez być może 12 godzin mały człowieczek próbujący się wydostać na ten trudny świat. Autentycznie poziom mojego niezadowolenia sięgnął zenitu. Zastanawiam się, jak to będzie w następną środę. Czy już minął pierwszy szok i teraz będę to przyjmować ze spokojem, czy może znowu zamknę się w sobie i będę kontemplować swoje nieszczęście w samotności?
Z drugiej strony jak sobie pomyślę ile nowego wniesie mały Szymek do naszego życia, nie mogę się doczekać… No i masz co chciałaś kobieto…
Niestety, poród i tak nas dopadnie ;]
Ja wciąż wypieram ze świadomości fakt porodu 😀
Też staram sobie w miarę to poukładać w swojej kudłatej główce. Nie lada wyzwanie trzeba przyznać… Ale walczę, i lepiej mi to idzie wiedząc że nie jestem jedyna 😉
Kobieta doprowadzona do ostateczności… ja mam jeszcze zbyt dużo czasu na rozmyślanie o tym ;]
Nie mogę się doczekać, kiedy i ja stwierdzę że mi to zwisa. Ale to pewnie jeszcze muszą upłynąć trzy rozmiary brzucha 😉
Ja miałam jakoś poukładaną wizję porodu (i wiedza bardzo mnie uspokajała – wolałam wiedzieć, jak może to przebiegać,czego się spodziewać – wszystko po to by adrenalina nie zatrzymała oksytocyny podczas samej akcji – strach może zniszczyć pracę rodzącej), ale i tak mnie ostateczny jego stan zaskoczył. Czułam się jednak pewniej, co nie znaczy, że się nie bałam. Ale.. tak już chciałam Młodego zobaczyć, że jechałam na porodówkę podekscytowana:)
im bliżej porodu tym mniej się przejmujesz takimi rzeczami, bo zależy Ci tylko na zdrowiu malucha 🙂
Teraz, kilka dni przed terminem, w ogóle nie rozmyślam nad tym, kto i gdzie będzie mi zaglądał tylko nad tym, żeby to było już 🙂
ha! też myślałam parę miesięcy temu, jak to będzie, jak tabun ludzi będzie mi zaglądać między nogi-nie mogłam tego przeżyć. A teraz zwisa mi to i powiewa byleby urodzić zdrowe dziecko i pal licho kto i ile razy będzie mi zaglądał między nogi:) Ale to z czasem mi przyszło, a raczej z rosnącym brzuchem i wagą;)