Mam trzydzieści trzy lata, męża, dwójkę dzieci i psa. Pochodzę z rodziny katolickiej, mam dwójkę rodzeństwa. Szanuję moich rodziców, którzy nie małym wysiłkiem wychowali nas, utrzymywali i uczyli życia najlepiej jak potrafili. To na rodzicach, jako pierwszym ogniwie życia, spoczywa największa odpowiedzialność za kształtowanie małego człowieka.
Regularnie odwiedzam swój dom rodzinny Mieszkamy od siebie 14 km i jakoś się tak utarło że właśnie tam najczęściej spotykamy się wszyscy. Szymon uwielbia odwiedzać dziadków i wujka, który z Nimi mieszka, a że dzieckiem jest energicznym i wybuchowym nie raz testuje cierpliwość wszystkich.
Jeszcze na początku z ogromnym niedowierzaniem obserwowałam, jak moi rodzice wykazują się niebotyczną cierpliwością w stosunku do naszego pierworodnego. Ze swojego dzieciństwa pamiętam, że tej cierpliwości im czasem brakowało w stosunku do nas.
Usiadłam jednego razu z tatą w kuchni i zaczęliśmy rozmawiać o cierpliwości (tudzież jej braku) w stosunku do dzieci.
– Miało się ten wybuchowy charakter. Człowiek zapierniczał całymi dniami, przychodził do domu zajechany, a wy jeszcze fikaliście… – mówi mój tata – czasem szybciej zareagował niż pomyślał. A potem sumienie go zżerało.
Słowa te wypowiedziane z autentyczną skruchą zapadły mi głęboko w serce. Dlaczego? Padły w kontekście mojego wspomnienia lania jakie mi się zdarzyło dostać. To był jeden wieczór, gdy byłam (prawdopodobnie) nie znośna. Tak na prawdę nie pamiętam co wtedy wyrabiałam, ani jak bardzo bolało. Pamiętam gamę uczuć jakie temu towarzyszyły, negatywnych, niezdrowych i nie fajnych. Były dalekie od szacunku. Nazwałabym je raczej sprzeciwem, złością i agresją.
I wstyd.
Ogromny.
Dziś po latach wiem, że takie same uczucie wstydu towarzyszyło mojemu tacie po tym zdarzeniu. A klaps wcale nie sprawił, że któreś z nas poczuło się lepiej. Choć na pewno sprawił, że tata miał swój upragniony spokój.
Nie jestem zwolenniczką klapsów. Ale nie jestem również pierwsza do linczowania tych, którzy przyznają że zdarzyło im się “sprzedać klapa”. Ponieważ uważam, że brzmię klapsa – swojej słabości – musi dźwigać ten, kto klapa sprzedał. Dziś usłyszałam, że klaps nie ma nic wspólnego z sumieniem.
W pewnym sensie jest w tym zawarta prawda. Klaps nie może mieć nic wspólnego z sumieniem tylko w dwóch przypadkach: gdy tego sumienia nie ma, lub gdy się nie kocha.
Warto pamiętać, że na przemocy (nie oszukujmy się, tym jest klaps) nikt autorytetu nigdy nie zbudował. I nigdy nie zbuduje. W okół pojęcia przymusu krąży wiele kontrowersji i tyle samo emocji – w większości negatywnych.
Ostatnimi czasy temat w mediach wybuchł na nowo, za sprawą pana Mikołaja Pawlaka, który z estymą (czyli poważaniem i szacunkiem) wspomina to, jak dostał w tyłek.
No cóż.
Ewidentnie widać, że pan Pawlak zapomniał czyim rzecznikiem jest, i jakich praw ma bronić. Absolutnie nie dziwi mnie szum, jaki powstał w okół jego wypowiedzi. Ktoś, kto szanuje i poważa fakt użycia siły wobec jego osoby jest – delikatnie rzecz ujmując – niewłaściwą osobą na istotnym stanowisku. A urzędnikom trzeba patrzeć na ręce. Szczególnie tym, którzy mają dbać o dobro naszych dzieci.
Po latach doceniam pracę rodziców jaką włożyli w nasze wychowanie i utrzymanie. Wiem, że kochają nas tak, jak potrafią najlepiej. Wiem też, że szacunek jakim Ich darzę nie wyrósł na przemocy i sile fizycznej. Wyrósł na miłości, empatii i poświęceniu. Pojedyncze epizody, wypadki przy pracy wychowawczej, kładą się szarą mgłą na niektórych wydarzeniach. Jednak wnioski z tych epizodów wyciągamy wszyscy.
A szacunek, poważanie i miłość rosną, gdy nawet po takim czasie rodzic przyznaje się do błędu.
Źródło: pixabay.com |