Wyszło zupełnie przez przypadek. Trochę w trybie “na wariata”, trochę w trybie “szaleństwo”. Trochę zdecydował los, trochę babcia Wandzia. Generalnie, w tą środę trochę zaspaliśmy. A potem Szymek pojechał na wakacje.
Ostatnio zdarzyło mi się zaspać jakieś… sto lat temu. Codzienny kierat przedszkola, wcześniej kierat działalności i przedszkola, wymuszał na nas wszystkich codzienne wczesne wstawanie. No ale lipiec jest dla nas miesiącem wakacji – Szym ma wolne od przedszkola, a koniec miesiąca to także urlop dla Ojca.
Ostatecznie wszystko się skumulowało, a dzisiejszą pobudkę zafundował nam telefon od babci. Kiedy juz sprawa się wyjaśniła – nie, jeszcze nie rodzę; nie Szym nie jest chory i tak Arek dotarł z nocnej zmiany – kolejnym krokiem było ustalenie czy pierworodny wstał. I nie dość, że wstał to od rana stawiał twarde warunki:
– To tak nie może być, że ja nie jestem spakowany i nie jadę spać do babci! – oznajmiło me dziecię
– Synek, babcia powiedziała, że dziś nam powie kiedy, więc dziś jeszcze śpisz w domku…
– Ale babcia mówiła i Ty też. Ile ja mam czekać? – buntuje mi się wczasowicz, łzy w oczach wzbierają bo noc u babci wyczekiwana długo. Chwytam za telefon i dzwonię. Mówię, że kryzys, że wnuk cierpliwość stracił, pakować się każe i na granicy wyczekiwania balansuje.
Potem szybkie pakowanie – na autopilocie – gdyż duża ilość snu przyćmiła zdolność racjonalnej organizacji. Pół godziny i siedzimy w samochodzie.
***
Dzień minął jak każdy, gdy Arek odsypia nockę – kursy po mieście i wyczekiwanie na wujka. Kiedy wróciłam do domu – po gorącym pożegnaniu i życzeniu mi przez Szyma udanych wakacji – rzuciłam się w wir zajęć: drylowanie wiśni, wekowanie czeko-śliwek i pieczenia ciasta. Jak przystało na rodzica na wakacjach – Arek umył ostatnie okno i dokończył kilka zaległych spraw. Gdzieś w między czasie parę zdań o synu pierworodnym zamieniliśmy, a gdy do stołu siedliśmy by późny obiad wciągnąć Ojciec spojrzał na mnie z lekkim przebłyskiem olśnienia:
– Ale Szymon jutro wraca? – pyta
– Wiesz, nie sądzę bym Go wyciągnęła – mówię – To od miesiąca wyczekiwane wakacje, a dziś rano bunt był pełnowymiarowy
– Kurde, ale ja już trochę tęsknię – otwarcie stawia sprawę Arek potwierdzając tylko to, co męczy mnie od powrotu do domu – takie zajebiste mamy to dziecko … – wzdycha ostatecznie.
No cóż, kochanie, to chyba mamy podobny dylemat…
albo się nie chwalą 😉
Wniosek taki, że nie funkcjonują 😉