Też macie kumpele, z którymi prawdziwych tematów się nie boicie? Nie ma pitu – pitu, jednorożców i tęcz. Kupy nie są kupami, a to prawdziwe śmierdzące gówna, poranki nie są idylliczne a wieczory to walka i zgrzytanie zębów, by wygrać ten wieczór i mieć święty spokój. Rodzicielstwo to partyzantka w najczystszej postaci.
Jolą na internetowych łączach wisimy często. A to o diecie, której nie trzymamy, a to o zakupach, promkach, składach produktów. O mężach, dzieciach i trudach rodzicielstwa. Spektrum tematów szerokie.
Dziś był jednak jeden z T Y C H dni, gdy maluchy trenują nas ostro. Jola, mniej powściągliwie, od rana pisze:
– Boszszszeee… jaki mam kocioł.
– Zwariuje chyba…
– Oszaleje.
Patrzę pod nogi, gdzie Oski już 15 minut wisi i drze paszczę. Zrezygnowana odpisuje:
– Byle by nas razem zamknęli…