To, co wyprawia lato tego roku to jakiś koszmar. Przyznam szczerze, że naiwnie liczyłam na to iż tak jak poprzednie wakacje słońca i tropików będzie mało. Ale oczywiście… jak już trafiła się końcówka ciąży w letnie miesiące to musi być gorąco!
Do 25 stopni jestem tolerancyjna, jednak w tym roku tolerancja na upały i brak przeciągów spada z każdym jednym stopniem “w górę” na termometrze. W domu pochłaniamy hektolitry płynów, przynajmniej z jedną kostką lodu.
Prym wiodą kompoty.
Uwielbiam sezonowe, pyszne kompoty ze świeżych owoców. Pierwsze piliśmy z rabarbaru, potem porzeczka czerwona a ostatnio na tapecie proste kompoty z jabłek.
Zupełnie nie wiem czemu, jabłka traktuję trochę po macoszemu. Czasem wrzucę do ciasta, często kupuję – przez cały rok – bo Szym uwielbia jako przegryzkę… ale mało robię z nich przetworów. Jednak kiedy w domu zabraknie do picia chłodnego owocowego napoju czuję się nieswojo. Jechać na rynek po owoce nie miałam chęci, a dzień wcześniej mama uszczęśliwiła mnie prawie czterema kilo pysznych jabłek prosto z działeczki, które szybko trzeba było obrobić… Część skończyła w cieście, a część poszła na kompot, który swoim smakiem powalił mnie na kolana. Zupełnie inny niż ten, który robiło się w moim rodzinnym domu. Ten robiony przez mamę zawsze bardziej smakował mi jak woda z cukrem, posmakiem jabłek i intensywnym aromatem goździków. Ten, na który proporcje zaraz przeczytacie, smakuje jabłkami, lekko pachnie cynamonem, ma niewiele cukru (tylko dla smaku) i lekko winny posmak dzięki niewielkiej ilości soku z cytryny.
Schłodzony w lodówce jest re-we-la-cy-jny!
Składniki:
1 kg jabłek
1 l wody
100 g cukru
duża szczypta cynamonu
łyżka soku z cytryny
Jabłka wystarczy pokroić w ćwiartki i wykroić gniazda nasienne. Nie obierać. Osobiście cukru dodaje niecałe 100 g. Wszystko gotować razem aż jabłka zmiękną. Po wystygnięciu – lub lekkim przestygnięciu – zawsze odcedzam kompot od owoców i przelewam do dzbanka. Wychłodzony trafia do lodówy.
Jabuszka wracają do łask 😉
Przepis znalazłam na stronie Ani Starmach.
