Odkąd jestem kierowcą, dostrzegam coraz więcej niuansów i niebezpieczeństw na drogach. Jednym z głównych zagrożeń i chorób drogowych jest brak mózgu. I to nie tylko wśród kierowców ale również wśród pieszych. Jednak najbardziej przykro mi jest wtedy, gdy zagrożenie tego typu stworzy… rodzic!
Nie było by nic dziwnego, gdyby nie fakt, że młodsza pańcia co rusz tą gondolą na ulicę i z powrotem na ulicę i z powrotem… “Jak nic dziunia zaraz mi się wtarabani z tym wózkiem pod koła!” myślę sobie i przezornie lekko zwalniam – choć jadę 30km/h. I w końcu bach! odpicowane pańcie wtargnęły na ulice z tymi dziećmi, a młodsza jeszcze mi dziękuje, że przepuściłam!
W jednej sekundzie ciśnienie mi skacze, bo głupoty znieść nie umiem, a tym bardziej rodzica.
Otwieram okno i mówię do przechodzących:
– Czy wie pani, że swoim zachowaniem stworzyła pani zagrożenie nie tylko dla swojego dziecka ale też dla mojego, które jedzie z tyłu? Ciężko dupsko ruszyć na pasy zamiast wymuszać przejście? – pytam spokojnie, ale odpowiedzi się nie doczekałam.
Pańcie uciekły z ulicy, a mnie odprowadził uśmiech ośmiolatki. I niesmak.
Wszyscy krzyczą, żeby karać ostrzej kierowców, że kierowcy nie szanują życia, że nie myślą gdy wsiadają do auta.
Ale, czy to wszystko zwalnia pieszych z myślenia? Znajomości zasad ruchu drogowego?
I w końcu: jak dzieci mają bezpiecznie uczestniczyć w ruchu drogowym, gdy dorośli nie uczą ich tego od najmłodszych lat?
Nie jestem skora do zawłaszczania sobie ulicy, królem kierownicy też nie jestem.
Jednak uważam, że wszyscy powinniśmy się szanować: siebie i swoje życie na wzajem.
I uczyć tego dzieci: przykładem.
Żeby potem nie uśmiechały się głupio, gdy ktoś zwraca uwagę ich rodzicom na drodze.
źródło: pixabay.com |