W jednym z wpisów wspominałam już o Reksio-szale. To, że dawno o nim nie pisałam wcale nie znaczy że go już nie ma. Jest, jest. I ma się dobrze. Co więcej, próba odciągnięcia dziecka od animowanych przygód małego czworonoga spełzła na niczym. Ale nie poddaję się.
Pierwszym krokiem były zakupy w księgarni internetowej Aros i zakup reksiowych książeczek. Reksio. Wielka księga wiedzy to ewidentnie książeczka dla starszych dzieci, pomagająca oswoić się z różnymi zjawiskami w przyrodzie. Zdjęcia obrazujące pory roku, burze, opady śniegu przeplatają się tu z rysunkowymi postaciami bohaterów kreskówki.
U Szyma generalnie przez jakiś czas spełniła swoją rolę, gdyż jak wspomniałam wyżej jest pełna zwierzątek nie tylko tych rysunkowych. Jedyną jej wadą jest format broszurowy, a co za tym idzie książka jest klejona. Tylko czekam aż zaczną z niej wypadać kartki.
Druga książeczka Reksio. Leśna przygoda. Jest typową czytanką z przygodą Reksia w lesie. Na razie czeka na swój czas, bo Szym woli obrazki niż żeby mu czytać. Przy okazji zakupów reksiowych skusiłam się jeszcze na jedną książeczkę, która zrobiła niesamowitą furorę. Kolorowych snów placu budowy. Książeczka jest śliczna, z rymowaną treścią, twardą okładką i tak fantastycznymi ilustracjami że czasem mam ochotę sama sobie ją obejrzeć przed snem. Myślę, że za jakiś czas przebije wszystkie Reksie świata.
I nasz ostatni sposób na Reksia to sam Reksio. Pluszowy. Sprawdza się na spacerach, ale głownie do spania. Ma swoje stałe miejsce w łóżeczku. I tam najlepiej się sprawdza. I rzadko kiedy jest z niego wyrzucany.
Tak więc jestem na etapie poszukiwań innych wszelkich gadżetów z Reksiem, choć przyznam szczerze, że kończą mi się pomysły. Reksiowe inspiracje mile widziane.