Dziewczęta, dziękuję Wam bardzo za tak duży odzew w poprzednim poście. Nie powiem, jestem troszkę zaskoczona, że metoda pani położnej okazała się aż tak “nieidealna”. Bo w końcu, na mój mały rozumek, w szkole rodzenia powinny być przekazywane rzetelne informacje co do pielęgnacji bobasa, a nie jakieś idee. Krem Bepanthen znam dobrze, i zamierzam i tak się w niego zaopatrzyć, ale nie wpadłabym na to że rumianek może bardzo uczulać i pewnie jak ten osioł kąpałabym w nim Malca, a potem zastanawiałabym się “o co chodzi??”… Po raz kolejny okazuje się, że teorię a praktykę XX wieku dzieli przeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeepaść tak wielka, że chyba nikt nie zbuduje nad nią solidnego mostu. Niech żyje praktyka Młodych Matulek ! 😉
Teraz trochę nowinek – co u nas. Nie pisałam od środy, bo jakoś mi czasu brakowało – choć niby nic strasznego się nie działo. Wizyta u pani doktórki jak zwykle pozytywnie. Mały waży 1750 g, rośnie sobie spokojnie, wody płodowe ok. Trochę martwiłam się, czy po cichaczu nie szykuje się już do nas – wspominałam o twardniejącym brzuszku – ale na szczęście jest ok. Dostałam mały ochrzan, że teraz mam już się nie przemęczać, nie szaleć i odpoczywać. Przeszło mi tylko przez myśl, czy można się jeszcze bardziej nie przemęczać, niż ja teraz? ;] Kolejna wizyta ósmego maja. I będzie to jedna z ostatnich. Kiedy to do mnie dotarło, szybko przekalkulowałam że nasz czas się kurczy. Pisałam już wcześniej, jak to czas leci, i w ogóle… ale naprawdę nie mogę się nadziwić. W każdym takim “małym” wydarzeniu widzę tylko tarczę zegara z szybko
obracającymi się wskazówkami. A to oznacza pobyt w szpitalu… czasem mam wrażenie że ta perspektywa coraz mniej mnie przeraża, a czasem na samą myśl mam ochotę obgryźć wszystkie paznokcie. No cóż… zło konieczne.

Zdjęcie obok przedstawia tęczę, jaką widzieliśmy w sobotę wieczorem wracając z zakupów. Jak dla mnie – wiosna w powietrzu 🙂 Miłego dnia! 🙂
Chyba każdej z nas na początku czas się dłuży, a później jest tylko z górki. Ważne, że u Was wszystko dobrze.
I ja nominowałam Cię do zabawy Libster Blog.
Wiosna przybyła 🙂
Zapraszam Cię do mnie na wyróżnienie Liebster Award 🙂
http://mama-maluszka.blogspot.com/
Własnie chyba ta masa informacji tak mnie wkurza. Jakby nie mogło być prościej… No ale chyba jednak nie może 😉
Czytam wszystko, bo dobrze wiedzieć co można spotkać. Ale zgadzam się z Tobą, że nie można "wariować" i z góry zakładać najgorsze. Strach trzeba oswoić, żeby nie przeszkadzał 😉
Może właśnie dzięki temu że jest tak ciężko, bardziej kochamy swoje maleństwa? Bo jak nie kochać kogoś, dla kogo się tyle poświęca? 😉
Dobrze Kasia mówi! Nigdy nie wiadomo na kogo się trafi w szpitalu. Ważne żeby siebie dobrze przygotować i męża mieć przy boku a nic nie będzie straszne.
Co do rozbieżnych zdań w kwestii pielęgnacji dzieci, wychowania i w ogóle wszystkiego co dotyczy Maluchów musisz się przyzwyczaić. Ja byłam w szoku na początku, że każdy (lekarz, położna, pielęgniarka, koleżanka, blogerka) mówił co innego na jakiś temat. Nie ma jednej wersji postępowania z noworodkiem i niemowlakiem. Wkurzało mnie to strasznie, a teraz po prostu pytam, czytam a potem sama staram się na zdrowy rozum podejść do problemu, krótko mówiąc, trzeba siebie też posłuchać.
Jest tęcza, jest wiosna:)
No własnie,że nie można się tak przejmować opisami porodu i pobytami innych w szpitalu.Każda inaczej przeżywa poród,każdy szpital jest inny,,nigdy nie wiadomo na kogo się trafi.Najlepiej dobrze się przygotować,dobrze wybrać szpital,miec swojego lekarza na miejscu,albo wynająć położną.Rozwiązań jest dużo,na pewno dobrym towarzyszem w szpitalu nie jest strach.
Piękna tęcza:))
Z całego procesu powoływania na świat dziecka, najbardziej przeraża mnie właśnie szpital i znieczulica osób tam pracujących… a co czytam relację z porodu to moje obawy narastają tym bardziej. Gdyby nie ten ból i pobyt w szpitalu mogłabym rodzić co chwilę:)