Pomajowe marudzenie

Muszę Wam się przyznać że nie wiem. Przyjechałam dziś do pracy, wzięłam się za wykończenie jednego z zamówień… proceder wygląda tak: szyję, robię fotki, wydaję. Potem tekst na stronę. Przeszłam więc cały ten proceder… i myślę sobie” czas naskrobać coś na Partyzantce. Tylko co?

Zupełnie nie przygotowana, czuję jednak potrzebę pisania. Zupełnie nie przygotowana idę na żywioł. A miało być o tym jak pokochałam drożdże, jak praca w której spędzam całe dnie nauczyła mnie organizacji. Jak zaczęłam masowo produkować zakwas, i piec chleb. Jak wyrób ciasta na pizze mam w jednym palcu i domowa pizza stała się częstym gościem w kuchni. 
O tym, ze choć tylko mam w pełni wolne niedziele, to starcza mi czasu na stanie w garach i wycieczkę rowerową z dzieckiem. Dzieckiem, które w pełni opanowało rowerowe dwa kółka, a gdy zaliczy wielką kraksę i pozdziera łokcie, to siada na rower znowu i jedzie. Tylko co jakiś czas zatrzyma się, by podmuchać na “zdrapkę”. 
O tym, że za 9 dni moje dziecko skończy cztery lata, a z dnia na dzień robi się tak kochany i mądry że przynajmniej raz dziennie puchnę z dumy.  
O tym, że jutro mamy piracki festyn w przedszkolu, moje dziecko będzie piratem a ja idę właśnie szyć opaskę na oko i chustkę na głowę. Bo bycie piratem zobowiązuje. 
To ja idę co? 
Może czerwiec natchnie mnie większym zapałem, to zobaczycie jak bawiliśmy się na festynie?

Dodaj komentarz