Idę sobie ze sklepu. Piękny dzień. Mijam te same uliczki, te same sklepy i ławeczki. Jak co dzień idąc z siatami mijam te same przystanki autobusowe. W codziennym dniu pełne osób jadących do lub z pracy czy szkoły. Nie raz mijam młodzież, wielce dorosłą: z papierosem w ręku i przekleństwem na ustach. Nie raz mijam dorosłych, wielce dorosłych z papierosem w ręku i przekleństwem na ustach.
Czasem pokręcę głową ze zdumieniem, albo spojrzę krytycznym wzrokiem. Zdarza się że westchnę w duchu.
Nie należę do odważnych obywateli naszego kraju, którzy zwrócą uwagę bluzgającym na ulicy młodzikom. Należę do osób raczej rozważnych, dbających przede wszystkim o swoje i najbliższych bezpieczeństwo. Jednak…
Mam wysokie poczucie sprawiedliwości, a kiedy komuś dzieje się źle nie umiem przejść obojętnie, kiedy jestem ostatecznie zmuszona, nie boję się działać.
Wróć!
Boję się działać. Ale wbrew temu i na skalę swoich możliwości: działam.
Wiem. To jest ten moment kiedy prawdziwy altruista i bohater powie: To przykre, że działasz wtedy kiedy czujesz że musisz. Paradoksem sytuacji będzie fakt, że muszę się z nim zgodzić. Jednak kultywuję częściowo religię koszula bliższa ciału i najpierw uprasuję swoją zanim zastanowię się czy komuś jeszcze nie wyprasować. Mówię o tym wprost zamiast owijać w bawełnę.
Oprócz zakorzenionego głęboko poczucia sprawiedliwości, doskwiera mi też margines przyzwoitości. Razem z jeszcze kilkoma innymi nabytymi cechami tworzą moralny margines mojej osobowości.
I ten właśnie margines dziś drgnął zniesmaczony.
W swoim, krótkim jak dotąd, życiu miałam tylko raz okazję korzystać z Europejskiego Numeru Alarmowego. Dzięki mojej interwencji, być może pewnie mężczyzna uniknął wątpliwej przyjemności zamarznięcia w parku, nad jeziorem.
Błahe?
Może tak, może nie. Nie wiem. Mi nie stała się krzywda, a mężczyzna z wątpliwej przygody wyszedł cało. 112 było pierwszym numerem który przyszedł mi do głowy, i choć wahałam się bardzo czy podejść, czy działać, właśnie ten moralny margines nie pozwolił mi zostawić człowieka w ryzykownym położeniu. Mimo, że byłam w zaawansowanej ciąży a rozbujana wyobraźnia podsyłała mi setki scenariuszy, nie ruszyłam się z miejsca dopóki odpowiednie służby nie pojawiły się na miejscu.
Do dziś pamiętam pierwsze uczucie, jakie mi towarzyszyło w tamtym momencie, gdy zorientowałam się że jestem w okolicy jedyną osobą która może interweniować. Strach i przytłaczające poczucie odpowiedzialności za życie zupełnie nieznanego człowieka. Oraz strach, że moja bierność może go zabić.
Dziś siedząc sobie w ciepłym mieszkanku, popijając ciepłą herbatkę jednym okiem i uchem zerkałam na Wiadomości. Wśród przytłaczająco głupawych newsach o walczących pseudo – politykach, wśród pełnych nieszczęścia ludzkiego mini reportaży, znalazł się reportaż o zatrważającej liczbie fałszywych połączeń pod numer 112. Jest ich niemal połowa. Ludzie dzwonią, by zamówić pizzę, kuriera, czy serwis do telewizora.
Młodzież? No dobrze, czasem się zdarza że jest zbyt nieogarnięta i zdziczała lub ma zbyt ograniczoną wyobraźnię by zdawać sobie sprawę ze swojej głupoty.
Ale dorośli? Ci, co powinni być bardziej świadomi zagrożeń, bardziej odpowiedzialni? Ci, co mają dawać przykład nie tylko słowem ale i postawą?
Ironiczno-cyniczna część mnie, kpi z mojego zdziwienia. Jeśli możliwe jest wepchnięcie rowerzysty w biały dzień pod tramwaj, tylko dlatego że zwrócił kierowcy uwagę, albo zabicie człowieka tylko dlatego że zwrócił uwagę wandalom na przystanku, to dlaczego się dziwisz że tak wiele ludzi cierpi na chroniczną głupotę?