Październik zbliża się ku końcowi, trochę szalony, trochę pokręcony. Tak się zdarzyło, że tym razem dwa tygodnie urlopu Taty w domu wypadły w środku miesiąca. Więc czasu było mało – na wszystko.
Ostatecznie też lekkie napięcie które mi towarzyszy od pierwszego oblanego egzaminu, także nie napawa do pisania. A było by o czym, bo kto śledzi nas na Instagramie ten wie, że biblioteczka Szyma nam się powiększyła i książeczek nowych jest sporo. A oprócz nich jest jeszcze kilka wcześniej kupionych, które też czekają na swoją kolej.
Co więc robiliśmy, jak nas nie było? Po po prostu dużo nas nie było. Spacery, wycieczka do Poznania i szybki wypad do Gdańska. A potem już wyjazd Arka.
Wycieczce do Poznania towarzyszyły odwiedziny w Uzarzewie w Muzeum Przyrodniczo – Łowieckim, Dla takiego przyrodnika jakim jest Szymon była to niesamowita atrakcja. Co prawda wszystkich przeciwników polowań mogłaby zniechęcić forma – stałe wystawy to po prostu wypchane zwierzęta. Jednak wrażenie niesamowite robiły niedźwiedzie, wilki, żubry czy lwy z którymi można było stanąć oko w oko…
Zdecydowanie polecam to miejsce i małym i dużym.