Z kwarantanną narodową to jest tak, że każdy orze jak może. Lekarze, sklepikarze, fryzjerzy, kosmetyczki… rodzice. I śmiem twierdzić, że ci ostatni mają najgorzej. Przyszło nam żyć w czasach, gdzie film animowany to mniejsze zło. Szczególnie gdy ma ocalić starych od obłędu.
Zamkniecie dzieci w domu z rodzicami to nie jest wyczyn. Wierzcie mi. Zachowanie zdrowych zmysłów, przy siedmiolatku z nadruchliwością i półtoraroczniaku?
To jest wyczyn.
Po całodniowej walce o przetrwanie oraz popołudniowej wycieczce rowerowej chłopaków, starzy siadają do stołu, by odsapnąć.
Najstarszy poleciał do cioci klatkę obok, a mały zadymia dalej, nie dając chwili wytchnienia. Wiec już nawet ojciec nie skrzeczy, że matka za pilota chwyta i bajkę włącza.
Świnka Peppa.
Świnka, którą albo się… nie. Jej po prostu dorośli nie cierpią, dzieci kochają. Arogancka, samolubna mała świnia, chrumkający starzy i narysowany domek na górce. Bajka która przeczy wszelkim prawom natury i uprzejmości.
Dzieci ją kochają.
Dorośli… no cóż.
Przy stole cisza. Ojciec smaruje kanapkę dżemem, matka szuka przepisu na bezy, Oski ogląda telewizyjny schab. Słychać w tle, jak Mama Świnka mówi coś do Peppy o Tacie Śwince. Nic konkretnego się nie dzieje, aż w końcu przy stole odzywa się ojciec:
– Tatuś Świnka pojechał na urlop. Do rzeźni. – mruczy pod nosem, zupełnie obojętnym tonem. I tylko matka oczami wyobraźni widzi, jak słowa ojca wpadają jej lewym uchem, by przejść przez maszynkę w głowie…
– Ośrodek wypoczynkowy Rzeźnia… – mruczy pod nosem matka, szukając przepisu dalej. Mija chwila ciszy… matka podnosi spojrzenie na ojca i mówi głośniej:
– Ośrodek wypoczynkowy Hakiem i Tasakiem…
źródło: pixabay.com |