No proszę…

Wieczór, jak to wieczór. Człowiek po pracy chciałby odpocząć, czasem już tylko czeka aż Szym pójdzie spać. Gdy Młody poprosi, by z nim chwilkę pobyć w łóżku, zazwyczaj zmęczona i trochę sfrustrowana odpowiadam, że nie. Moc mojego asertywnego “nie” trwa maksymalnie 3 minuty… 

Więc gramolę się do łóżeczka tak, by Szym był blisko.Czasem, gdy mamy jeszcze siłę, rozmawiamy na różne tematy. A to o przedszkolu: o Helenie, Madzi i Bartusiu. O Ninie i drugiej Ninie. O tym jak z wujkiem Radkiem dzień minął… a czasem o tym, kto kogo bardziej kocha…
Szym: Ja Cię kocham aż do księżyca, aż do chmurek i z powrotem… – mówi swoim poważnym głosikiem, wyciągając chudziutką rączkę przed siebie i pokazując ni to okno ni to sufit…
Ja: Hmmm… to bardzo mocno – zastanawiam się chwilkę – a ja Cię kocham, aż do słonka, aż do chmurek i z powrotem dwa razy… – mówię zadowolona z siebie 
Szym: o prosze… 
Kolejna partia tulasów i Szym się odzywa: 
 – Dobra, to teraz śpimy… – więc przytulam go, i zaczynam chrapać. Młody wytrzymuje tak kilka chwil…
– Ej, mama obudź się! To nie jest pora dla dorosłych do spania! 
– Jak to nie? To dla kogo?
– Dla dzieciów… – uświadamia mnie moje nieśpiące dziecko…
Z wieczornych rozmów z czterolatkiem na prawdę można się dużo dowiedzieć 🙂 

Dodaj komentarz