Leniwa rodzinna niedziela dopiero się zaczyna. Wszyscy w piżamkach, snują się… poza ojcem. Ojciec w dresikach, zabiera się za śniadanie. Z Szymem ochoczo korzystamy z okazji, by zjeść i się nie narobić, a polenić się jeszcze.
Po jedzeniu Szym od stołu odchodzi, jednak po chwili wraca. Na krzesło się wdrapuje, i dalej domaga się chleba w jajku. Kiedy jednak ojcu smażenie schodzi dłużej niż zwykle, do naszych uszu dobiega:
– Dlugo jesce? Ja nie mam casu minuty!
Dobrze, że ani matka ani ojciec już nie jedli. Po krztusiliby się jak nic.