Wolna sobota. W moim życiu to totalna nowość, bo nie licząc działalności, składało się ono z samych “wolnych” sobót. Tymczasem mam wrażenie, ze dziś nawet słońce inaczej wzeszło. Czas płynie zupełnie po nowemu, a dzieci… dzieci to całkiem jakieś inne.
Z jednej strony jestem lekko podirytowana w tej nowej domowej czasoprzestrzeni, więc poznaję się z nią organoleptycznie i bardzo powoli. Wyciągam dłonie przed siebie jak ślepiec i sprawdzam jak w niej funkcjonować. Staram się utrzymać balans na dwóch nogach, podczas gdy podłoże jest dość… obce i elastyczne. Z drugiej strony, zatrzymuję się w niej i obserwuję z boku to co dzieje się wokół mnie, jakby rejestrując wszystko na nowo. Na nowo przyswajając domowe spięcia i przepychanki słowne, których przy dwójce dzieci nigdy nie brakuje.
Wierzcie mi, tych ostatnich jak zwykle w naszym domu nie brakuje. Ośmiolatek i trzy latek pod jednym dachem to mieszanka dość ryzykowna. Nie mogą przejść obok siebie bez szturchańców czy słownych zaczepek. Próby separacji chłopaków są jeszcze marniejsze niż występ Reprezentacji Rolski w piłce nożnej na Euro. Tak, tak… może być jeszcze gorzej, szczególnie gdy szykuje się jakieś wyjście.
– Szymon – mówi Arek stanowczo, wyprowadzając starszaka z dużego pokoju – przez następne piętnaście minut nie przekraczaj tego progu. Nie waż się. – podkreśla zdeterminowany ojciec.
– Ale chociaż jedną nogą mogę ? – pyta śmiertelnie poważne dziecko…
Źródło: pixabay.com |