Będąc jeszcze w ciąży, z wielkim przestrachem myślałam o odpowiedzialności jaka na nas będzie spoczywać gdy Szymek pojawi się na świecie. Przerażało mnie uwiązanie, pieluchy, karmienie, finanse, opieka, … zapisywanie czystej karty. Bałam się roli, jaka nas czekała. Roli rodziców. I na pewno nie liczyłam na miłość od pierwszego wejrzenia.
Stosy gazet, poradników, książek, setki przewertowanych stron forów. I ciągły niepokój. O ciążę, o to co będzie po ciąży. Zajęcia w szkole rodzenia przygotowały mnie do tego co będzie w szpitalu. W ogóle nie przygotowały mnie jak zająć się dzieckiem. Z pierwszych dni z Szymonem w szpitalu pamiętam swoją złość i niedowierzanie. Czułam się obolała po operacji, ciężko było mi się podnosić, a gdy patrzyłam na te 50 cm człowieczka byłam równie zdumiona co zła. “To jest moje dziecko? Że ja? Sama?” Tak, tak. Przyznaje się… Podobnie jak do zniecierpliwienia, że co chwilę trzeba było się “cyckować”. Nie było miłości od pierwszego wejrzenia. Było poczucie obowiązku. “Dałaś życie, to teraz o nie dbaj” Za późno było na “w tył zwrooot!” Chyba nawet chwilowo czułam frustracje z powodu faktu, że nie poznałam tego przecudownego zjawiska miłości od pierwszego… Dziś się z tego cieszę. Miłość do mojego dziecka dojrzewała wraz z każdym dniem, jakim z nim spędzałam. Dojrzewa cały czas. Ewoluuje. Rośnie wraz z Szymonem. Co dzień rewolucjonizuje moje życie, przewraca hierarchię wartości. To, czego najbardziej się bałam, dziś jest moim przyjacielem. Największą nawet złość rozprasza szczery uśmiech Gnomka. O strachu dawno zapomniałam. Odpowiedzialność nie ciąży w ogóle. Złość pryska, zmęczenie staje się nie istotne.
Na świecie jest jedno idealne dziecko… ma je każda matka 🙂
Piszę to ja – osoba bez podejścia do dzieci, instrukcję obsługi do mojego znalazłam w sercu…
Zgadzam się:)
Ale to pięknie napisałaś 🙂 Znając mnie to pewnie też nie będzie zakochania się od pierwszego wejrzenia 🙂
Sooooo true :))))
Ej, ja miałam właśnie tak z moim K – też nie było miłości od pierwszego wejrzenia, nasza miłość dojrzewała długo i powoli jak rosół – jeśli z dzieckiem też tak bywa, to zdrowo myślę, i lepiej niż takie głupiutkie "jezuuuu! jaka ślicznaaaaa!!! kocham ją!!!!" . uważam, że powolna miłość to dojrzała miłość 🙂
o stary! kocham!
pięknie napisane!
Są dni kiedy przy wieczornym karmieniu cieszę się, że na dziś koniec, bo chwilowo mam dość. Na szczęście te chwile zdarzają się rzadko. Widzę jak zmienia się z każdym dnie, jak cieszy się na mój widok, nie ma dla mniej nic wspanialszego. Kocham całą sobą i to daję mi siłę.