Majówkę przeżyłam – i to całkiem przyjemnie. Kulaliśmy się w Siemianach u znajomych. Wyjechaliśmy w środę rano – we wtorek było już późno. Pogoda w środę dopisała, było ciepełko i słoneczko. Niestety w czwartek i piątek już mniej, ale towarzystwo było, więc było przyjemnie. Warunki? Okazały się super. Tak straszyli nas znajomki, że nie wiadomo było czego się spodziewać. A i siknąć w nocy można było, i posiedzieć w ciepłym – gdy chłodno. Byłam trochę zmartwiona mężem, gdyż we wtorek okazało się że jest chory. Lekarz stwierdził, że dziś ma zapalenie gardła – jutro może być angina. I zupełnie nie potrzebnie. Arek wyszedł obronną ręką (bądź gardłem – jak kto woli) z tej przygody, a ja… znowu mam katar!!! Od soboty wieczora walczę z mega zatkanym nosem. Wczoraj mało się nie udusiłam, dziś trochę lepiej, aczkolwiek “dupy nie urywa”. I tak siedzę i sapię. I przez ten katar nic mi się nie chce. A słońce za oknem nieprzyzwoicie świeci… Już trzeci raz od początku roku mam tego rodzaju przypadłość. Trochę mnie to niepokoi, bo ciągle uważam, dbam o siebie, i na okrągło wraca cholerstwo. Chyba trzeba do specjalisty pójść w końcu, bo tak być nie może… A żaden lekarz rodzinny nie chce dać odpowiednich środków, żebym się nie męczyła. Wszyscy każą się naturalnie leczyć. A jak naturalnie – to wiadomo z 10 dni męczarni minimum. Nie należę do zwolenniczek odstawiania “wszystkiego” bo jest się w ciąży. Jeśli mam możliwość i nie zaszkodzić przy tym maluchowi – wolę skrócić swoje męczarnie. Tylko żaden lekarz którego odwiedziłam, jakoś nie popiera moich teorii. Co też jest głupotą, bo męczą i mnie i dziecko. Błędne koło.
W środę wizyta u pani doktor. Mam nadzieję, że dowiem się coś o terminie wyklucia małego. Obecnie waga pokazuje mi, że przytyłam 10 kg – sprawdzone wczoraj. Jak to stwierdził mój mąż: wyglądasz tak normalnie, tyle że w ciąży. To chyba dobrze, co? 😉 Rozstępów na brzuszku nie widzę (odpukać!!!) i mam nadzieję że nie wynika to z wielkości mojego brzucha, tylko że faktycznie ich tam nie ma 😉 , szkoda tylko że nie mogę tego samego powiedzieć o piersiach. Z drugiej strony – nie ma co chwalić dnia przed zachodem brzucha… jeszcze miesiąc i 10 dni, nam zostało. Miesiąc i małe, krzyczące i wierzgające Rudziątko będzie z nami. Z jednej strony wizja coraz bardziej realna, nabierająca kształtów. Z drugiej zupełnie nowy świat, nowe życie, którego nie potrafię sobie wyobrazić. A mimo to, już powoli czuć atmosferę oczekiwania gęstniejącą wokół nas…
Ja byłam przeziębiona już 3 razy. Tragedia bez kropli do nosa… Dużo zdrówka!
wszystkiego dobrego życzę! 😉
super, że tak mało przytyłaś 🙂 ja przytyłam prawie 30kg ;(
ale najważniejsze, że maleństwo zdrowe!
pozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie na KONKURS !!!
do wygrania uroczy śliniaczek w sówki 😉
http://islandofflove.blogspot.com/
Wiem co to znaczy męczyć się z katarem. Ciągle zatkany nos, nic przyjemnego.
Miesiąc zleci, nawet nie będziesz wiedziała kiedy, a Szymek będzie już z Wami!
Pozdrawiam
jeszcze moment i wyjdzie Szymek:) fajnie, że skorzystacie jeszcze z letniej pogody:)