Lupa małego odkrywcy

Kilka dni temu świętowaliśmy urodziny Szymona. Piąte urodziny. Przy takiej okazji zawsze (choć ostatnio zdarza mi się coraz częściej bez okazji) dziwię się, jak to dzieci szybko rosną. Nim się obejrzeliśmy, z berbecia w pieluchach wyrósł nam przedszkolak ciekawy świata, jeżdżący na rowerze, skaczący, szalejący… żywe srebro! 

Jak to przy okazji urodzin – pojawiła się kwestia prezentów. Jesteśmy w fajnej sytuacji, w której rodzinka zawsze pyta co przydało by się Młodemu, więc nie kończymy ze stertą zbędnych szmelc-bubli. 
Tak więc, w tym roku oprócz książek, akcesoriów rowerowych (w tym kasku) i liny do wspinania perełką okazała się lupa małego odkrywcy.
Dlaczego akurat ta lupa? 
Stali czytelnicy na pewno szybko sobie przypomną wpis pt. zoolog altruista, w którym piszę jak Szym ratuje ślimaki ogląda robaczki i generalnie interesuje się mikro światem i nie przepuści żadnej mrówce na chodniku. Jeśli doda się do tego nasze letnie pikniki – prezent na urodziny jak znalazł. 
Producentem lupy jest Haba, a zabawka jest dość sprytnie pomyślana, bo na tyle duża że minimalizuje ryzyko upuszczenia i umożliwia powiększenie sześciokrotnie (z góry) obserwowanego obiektu lub czterokrotnie (z dołu). Dodatkowo parciana taśma i karabińczyk mają ułatwić transport lupy – można ją przyczepić np. do plecaka. 
pierwszy spacer
Górna część lupy jest otwierana, i to na niej kładziemy złapane lub zerwane obiekty. Pomysł producent miał  przedni, jednak po chwili użytkowania stwierdziliśmy jeden minus, dość istotny: górna część jest tylko nakładana na podstawę. Oznacza to, że po kilkukrotnym otworzeniu – zamknięciu trzyma się coraz słabiej i ryzyko zgubienia jednego szkiełka wzrasta. Zawsze mnie dziwią takie niedopatrzenia producentów. Wystarczyło by lekko nagwintować dwie części i problem był by z głowy, a przyczepienie lupy do plecaka nie generowało by pytań typu “szkoda było by zgubić część, nie?” 
Mimo tak poważnego minusu, które wpływa znacząco na użytkowanie, polecam Wam ten bajer. 
Dlaczego?
Dziecko nie zauważy mankamentów (poza jednym – jak trudno namówić robaczka by wszedł do lupy), a obserwowanie sześciokrotnie powiększonej koniczyny tak samo zaskoczy malca jak rodziców. Co prawda robaczków jeszcze nie oglądaliśmy, ale niektóre roślinki zrobiły na nas – dorosłych – duże wrażenie.  
Sponsorem lupy była Ciotka Agata i Wujo Radek, nabyli ją tu. A gdyby ktoś chciał zrobić taki prezent swojemu przedszkolakowi, to uprzedzam że wiele sklepów ma ją jako “dostępną” a potem okazuje  się że trzeba czekać dwa tygodnie. Sklep Jako-o okazał się najbardziej rzetelny, bo od razu uprzedził że towar idzie z Niemiec i potrzebuje około 6 dni by dotarł do zamawiającego.  
pierwsze spotkanie

górna część

dolna część

koniczynka

oset

rzep

dość ryzykowny pomysł

Dodaj komentarz