Kryzys przez duże “L” i kupkowy dylemat…

Dni zaczynają mi uciekać. Nagle okazuje się, że nie ma na nic czasu, poza przewijaniem, karmieniem, kąpaniem, tulaniem… Masakra. Do tego okazało się tak jak myślałam – wysypka znika, została już resztka na ślicznej buzi Szymcia. Była efektem “owoców leśnych”. Na szczęście chyba na razie mogę wykluczyć uczulenie na nabiał itp. itd. Dziękuję dziewczyny za tak szeroki odzew i wskazówki. Wiele z nich jest naprawdę cennych i przydatnych.
Teraz trochę bardziej się pilnuję z jedzeniem, i jeszcze bardziej wystrzegam “nowości”. Choć tak jak pisałam w poście wcześniejszym, Kryzys lodówkowy mnie nie opuszcza i naprawdę chyba wpadam w paranoje. Zastanawiam się co jeść, a czego nie. Wystrzegam się warzyw wzdymających, czekolady, truskawek (poza jedną wspomnianą wpadką). Brakuje mi tylko wytrwałości by zupełnie odstawić słodycze… Ponad to, dopadł mnie inny kryzys, o którym nawet nie wiedziałam że istnieje. Miałam dwudniowy kryzys laktacyjny. W szkole rodzenia mówiło się dużo o karmieniu piersią, ale nikt nie powiedział że po około 3 tygodniach lub 6 karmienia piersią może się coś takiego zdarzyć (czasem nawet około 3 miesiąca!). A ja jestem przykładem na to, że może. Charakteryzuje się tym, że piersi są miękkie, mleko nie wycieka a dziecko wydaje się niespokojne i ciągle głodne. Pojawienie się takiego kryzysu może być związane ze stresem, zmęczeniem, zmianami hormonalnymi w organizmie mamy, oraz z tzw. skokami rozwojowymi dziecka. Tłumaczy się to potrzebą dostosowania pokarmu do rosnącego i zmieniającego się maleństwa. W takim momencie ilość pokarmu faktycznie może być mniejsza niż by chciał malec, jednak nie należy tego wiązać ze stałym spadkiem laktacji. Jak zaradzić ? U nas pomogły ogromne ilości pitej wody, częste przystawianie oraz herbatka z kopru włoskiego dwa razy dziennie. I spokój. Kiedy przeczytałam, że jest to normalne a o dalsze karmienie piersią trzeba zawalczyć – zawalczyłam i wygrałam kolejny okres karmienia mojego synka.
Strasznie mnie ostatnio męczy nawał “nowości” związanych z pojawieniem się noworodka w domu. Zawsze byłam osobą, która lubi statyczny tryb życia, bez nadmiaru nowości i urozmaiceń. A tu od dnia pojawienia się Gnomka w domu co krok to nowinka. I ciągle to zamartwianie się, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Obserwuję Szymka bacznie,  staram się często w trakcie karmienia odbijać na ramieniu, według Waszych rad masować brzuszek, i mam wrażenie że bączki bywają mniej męczące. Aczkolwiek chyba Gnomek i tak połyka dużo powietrza, bo potrafi kupkę wypuścić pod takim ciśnieniem, że pampers ledwo wytrzymuje. W sumie, to od początku zawartość pieluszki Szymka wzbudza moją niepewność. W zasadzie kupa jest taka sama od wyjścia ze szpitala – żółta, ziarnista, ale dziś pojawiła się spieniona. I oczywiście od razu pojawił się niepokój. Czy wszystko ok? Czy już gnać do lekarza?… Dziecko w domu to nie tylko mega odpowiedzialność. To sterta nowości do przetrawienia. Ich ilość jest tak wielka, że praca małych jelitek przystosowująca się do prawidłowego funkcjonowania niemowlaka to pikuś…

Ten post ma 6 komentarzy

  1. Paula

    Otóż to. Więc generalnie większość rzeczy niepokoi bo wszystko jest nowe 😉 Błędne koło…

  2. Unknown

    No właśnie, przerażające jest to, że wszystko jest nowe i niewiadomo co powinno nas niepokoić a co jest normą.

  3. Paula

    Prawda, odgłosy mogą powalić. U nas ostatnio została zapaskudzona cała podłoga – taki był wystrzał… 😉

  4. Unknown

    Kupa strzelająca i pieniąca to norma nie przejmuj się. Niepokój może budzić kupa zielona chyba że jadłaś szpinak to będzie zielona 😉 Iwo puszcza i puszczał masę bonków a z czasem kupę przestało być słychać rozpoznaję ją po stękaniu a nie po strzelaniu (odgłos zabójczy hehe )

  5. Unknown

    Z ta kupka to norma, moze dlugo jeszcze miec taka- nie przejmuj, sie- a jeszcze co do rad na baczki, nawet w formie zabawy jak Twoj skarb lezy na pleckach to lekko uginaj mu nozki do brzuszka- niby nic a jednak nam pomagalo.

Dodaj komentarz