… i o tym, jak to mój chłopak, wielki i dorosły, do przedszkola w piątek pójdzie. Pierwszy raz. Przez ostatnie trzy tygodnie mało było czasu myśleć o tym. Tzn. nie, że zupełnie to odsunęliśmy. Po prostu ostatnie trzy tygodnie pracowaliśmy nad swoją firmą, a bocznym torem pchaliśmy przedszkole. Ale gdy zbliża się godzina „W”, owo wydarzenie jest bardziej realne. I nie ma co ukrywać… wewnętrzne obawy Matki dochodzą do głosu…
„Przecież On taki mały”
„A jak będzie nieszczęśliwy?”
„A jak będzie płakał?”
„Mój mały synek? W dżungli?”
„No jak On sobie poradzi?”
Pociesza mnie myśl, że teorię ma oblataną:
Matka: Szymul? Pamiętasz jak z tatą chodziłeś do przedszkola?
Szym: Tak!
M: A chciałbyś pójść znowu?
Sz: Tak!
M: Ale tata Cię zaprowadzi, zostaniesz i będziesz bawił się z dziećmi a potem po Ciebie przyjdziemy, dobrze?
Sz: Tak!
Tak więc kompletujemy pościel, kapcie, worek na buty, szczotkę i pastę do zębów. Rozmowę przeprowadzamy przynajmniej raz dziennie, urozmaicając tylko zabawą z dziećmi i z Panią, że spacer, plac zabaw, zabawki… i czekamy zastanawiając się, czy faktycznie pójdzie tak gładko…
Tak moi Państwo. Mój mały, trzykilogramowy Gnomek, wyrósł na przedszkolaka.
Czasem tylko troszkę smutno, że ten czas tak pędzi….
Trzymam za Was kciuki. My będziemy robić eksperymenty we wrześniu. Na szczęście bez ciśnienia, więc jak mu nie podejdzie to kolejny rok zostanie. 😉
Przedszkole- moja ukochana instytucja:) mam nadzieję, że Szymon polubi ja tak bardzo jak Zosia:)