No i już.
Od soboty jesteśmy w domu. Co prawda jestem trochę jeszcze przemęczona i obolała, ale najważniejsze że w domku. Szymcio Gnomek urodził się jedenastego czerwca o godzinie 9:20. Ważył 3060 gram i mierzył 50 cm. Mimo, że nie potrafiłam wyobrazić sobie tego co będzie się działo po ciąży, zadziwiająco szybko wpadłam w rolę opiekunki małego Gnomka. Celowo używam określenia “opiekunka”, gdyż nie spotkała mnie “miłość od pierwszego wejrzenia” ani nie spadł na mnie “grom z jasnego nieba”. Po operacji byłam rozbita psychicznie i cała obolała. Wstałam z łóżka dopiero w środę rano a i tak byłam w stanie zrobić tylko trzy – cztery kroki, które kosztowały mnie wszystkie siły. A przecież trzeba było rozpocząć pracę nad laktacją, robić wyprawy do kibelka. Środa i czwartek były straszne. W zasadzie każdy wieczór, kiedy arek musiał iść do domu a ja musiałam zostać sama w szpitalu doprowadzał mnie do łez. Naprawdę, najcięższe były wieczory.
Kiedy stałam się matką? Nie wiem. Nie potrafię tego powiedzieć. Ale któregoś dnia, czekając na zbawienny dzień w którym będę mogła opuścić szpital, doszłam do wniosku że im dłużej patrzę na Gnomka, tym bardziej nie mogę się nadziwić. Że jest mój, taki mały i słodki. I że coraz mniej to mnie przeraża. Teraz uczymy się razem funkcjonować. Tworzymy sobie nasz mały rodzinny światek, uczymy się siebie. Dodatkowo dochodzę do siebie po operacji, czuję strasznie kręgosłup – prawdopodobnie po znieczuleniu, więc ciężko mi jest dłuższą chwilę stać czy chodzić. Jeśli chodzi o sam pobyt w szpitalu, nie mogę powiedzieć złego słowa. Jednak więcej szczegółów i spostrzeżeń napiszę jutro gdy będę miała chwilkę. Dziś już jestem zmęczona, a tego posta piszę już chyba trzecią godzinę … ciągle coś mi przeszkadza. A to Arek coś chce, a to Szymon zacznie krzyczeć… i tak w kółko. Bardzo chcę też nadrobić swoje blogowe zaległości, ale nie wiem kiedy i na ile będę w stanie się zorganizować w tym tygodniu…
A na zegarze już 23… dobranoc ;]
Na szczęście mnie to ominęło. Pewnie gdybym nie wyszła w sobotę, też zalałabym się łzami i w nich utonęła… mi się poprostu poszczęściło.
Dałaś mi do myślenia. Chyba Twoje słowa powieszę na lodówce. Czas leci szybko, a dzieci jeszcze szybciej się zmieniają. Na szczęście nie ganiam z odkurzaczem jak szalona 😉 Ale faktycznie muszę trochę odpuścić…
Trzymaj się!
Dajcie sobie czas – wzajemne zrozumienie przyjdzie wkrótce. I pewnego dnia stwierdzisz, że nie potrafisz żyć bez tej małej istotki 😉
Trzymajcie się ciepło!! :)))
Gratulacje jeszcze raz 🙂 I głowa do góry. Ja po porodzie 2 tyg spędziłam w szpitalu snując się po korytarzach i płacząc, aż panie pielęgniarki chciały mi "kielicha" dać na poprawę nastroju. Z każdym dniem będzie coraz lepiej. Niech malutki rośnie zdrowo!
Pamiętaj, że teraz wcale nie musi być wszystko na tip top. Nic się nie stanie jeśli przez jakiś czas nie będziesz na bieżąco w mamowej blogosferze. Raczej jak masz czas i siłę to napisz coś u siebie, bo to do tych zapisków będziesz chciała wracać jeszcze wielokrotnie. Ja żałuję, że wtedy nie pisałam. Przemyślenia z tego okresu pewnie byłyby zaskakujące. A ja chciałam mieć posprzątane, odkurzone, poprasowane… i wszyscy zasuwaliśmy jak dzicy zamiast siedzieć na tyłkach i godzinami wpatrywać się w Pierworodnego. Przez to chyba przegapiłam moment kiedy on tak urósł 😉 Pamiętaj, wyluzuj! Doświadczona Ci radzi 😉
Z każdym dniem będziecie się lepiej nawzajem poznawać 🙂
Witamy w świecie mamusiek, od teraz kupki, cycusie, pranko i tak codziennie… hehe jest bosko zobaczysz 😉
Macie mnóstwo czasu na rozkwit silnych więzi. Fajnie, że już w domu.
Na pewno będziesz najlepszą "opiekunką" dla małego Gnomka;)
Super, że już jesteście w domku, teraz wszystko pomalutku na pewno się ułoży 🙂 gratuluje jeszcze raz synalka 🙂
Jednak nie ma jak w domu. Szybkiego powrotu do pełni sił i dobrego samopoczucia życzę.
Zobaczysz, ze juz niedlugo dojdziecie z Szymkiem do porozumienia. Ulozycie sobie pory karmienia, pory snu. Teraz jeszcze korzystaj, poki maly, wiekszosc czasu przesypia i sie relaksuj.