Hello nasty monday, hello horrible town…

Czasami jeden telefon potrafi zepsuć i tak już ciężko zapowiadający się dzień. Odkąd mam działalność poniedziałki są dla mnie koszmarne. Cierpliwość w poniedziałek rano to dla mnie abstrakcja. Uśmiech – oczywiście, proszę bardzo – cierpko ironiczny. Na początku tygodnia tylko takim dysponuję. 

Nasze poniedziałkowe poranki zamykają się w krótkich i precyzyjnych celach: wstać, wyjechać do przedszkola, przetrwać dzień. Może i brzmi banalnie, ale po tygodniowym chorowaniu to najprawdziwsze wyzwanie świata: wstać i wyjechać. 
Następne: dojechać. 
Jeszcze w zeszłym roku nie było z tym problemu, ale w tym to prawdziwy koszmar. Sztum pod względem korków zaczyna dorównywać Warszawie, a poranne twarze kierowców i rodziców w przedszkolu mówią same za siebie: “Ku**a, dość!” i “Kiedy to się ku**a skończy?!” 
Fejsbunio to źródło lokalnych informacji, rozchodzą się w locie, świetny kontakt gminy z mieszkańcami. Gminy która daje dupy, sprawia że społeczność starzejącego się Sztumu szarzeje w oczach. Gminy, która sieje propagandę: najpierw rozkopała pół Sztumu, potem udupiła lokalnych przedsiębiorców a na końcu podzieliła senne miasteczko na pół. Wszyscy zgrzytają zębami, a Burmistrz mówi że to dla mieszkańców. 
Śmiech na sali.
Robota trwa już rok, Malbork z większą inwestycją uwinął się szybciej, niż Sztum z budową ronda. 
Brawo Wy.
Gminy, która daje dupy odnośnie edukacji przedszkolnej, a potem dziwi się że w mieście zostają tylko emeryci. Nie mam nic przeciwko emerytom, jednak kiedy patrzę na możliwości jakie mam odnośnie mojego czterolatka, mam ochotę pójść i skopać komuś urzędnicze dupsko. I idę o zakład, że nie jestem jedyną matką, która czuje tak radykalną potrzebę. 
Głośne sukcesy, utworzenia oddziału dla 3 latków przy szkole… brawo brawo… starczyło na rok. Dla czterolatków miejsca nie ma, dla trzylatków miejsca nie ma. W żłobku na gminę przyjęto niecałe 20 dzieci. 
Dyrektorka prywatnego przedszkola zaciera ręce, przygarnęła tyle ile mogła, kosztem komfortu dzieci które już “złapała”. Rodzic pracuje, bo musi opłacić coś, co w pustych słowach zapewnia mu ustawa – edukację przedszkolną. Nie ważne, jakie warunki i jaki komfort ma dziecko. Czy rodzic ufa instytucji do której oddaje dziecko i ile będzie musiał sobie odmówić, by dziecko do tego przedszkola dalej chodziło?
Biznes jest biznes.
Droga będzie zrobiona, oddział lokalnego Puchatka otwarty… na następne lata starczy. Co roku, tylko na chwilę, przybędzie rozczarowanych że państwowe przedszkole w Sztumie to mrzonka. Tylko na chwilę, bo gdy w którymś momencie wepchną dziecko w edukacyjną machinę pojawią się nowe zmartwienia z nią związane. 
Cóż, nie da się ukryć że Sztum to ładne miasto. Malowniczo położone, zadbane. Lśniąca powłoka pierwszego wrażenia pęka z łoskotem, gdy okazuje się że zaczynamy w nim żyć i stawiać oczekiwania które nie są w stanie przebić się przez skamieniałą skorupę urzędów i biurokracji. 
Ktoś powie: “Tak jest wszędzie”. 
Zgrzytam zębami i wsiadam do auta, ostatni raz machając Szymowi, który stoi zapłakany w oknie przedszkola. U niego zmiany.

“Znowu. Dla dobra dzieci? Nie widzę tu żadnego dobra. Liczy się pieniądz synku. 
Przyzwyczajaj się.” 

Zarzynam się wewnętrznie psiocząc na życie i wtapiam się w poranny tłum stojących w korku sfrustrowanych kierowców.  
Hello nasty monday, hello horrible town…

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Paula

    Na razie nie możemy sobie pozwolić na przeprowadzkę. Ale to kwestia czasu. Długo nie wytrzymamy pewnie…

  2. klaudyna

    A trzyma Was coś w Sztumie? Może czas na jakieś zmiany?

Dodaj komentarz