Pierwsze motanie ogłaszam falstartem. Już piszę, dlaczego. Gnomek został nakarmiony, przewinięty, i wciągnięty w konwersację. Uśmiechał się od czasu do czasu, robił minki. Generalnie wyglądał na spełnionego. Wyglądał. Ale szybko mu się znudziło. Kiedy tylko wstałam, by przygotować się do wiązania “kieszonki”, rozpoczął się krzyk. Szymek szybko znalazł się w moich rękach i zamilkł, ale kiedy znalazł się w chuście postanowił kontynuować krzyki. Jestem w 95% pewna, że nie był to brzuszek, bo zazwyczaj podkurcza nóżki, i krzyczy bardziej histerycznie. Szczerze mówiąc, nie wiem czy nie podobała mu się koncepcja chusty, czy po prostu krzyczał dla zasady. Bo zaczynam odnosić wrażenie, że czasem tak sobie właśnie krzyczy. Czemu? Schemat wygląda tak: Szymek się budzi po 2,5 – 3 godzinach i dostaje jeść. Potem chwila wytchnienia (i prężenia się) i zmiana pieluchy. Następnie leżakowanie, rozmowy o życiu, zabawy… albo właśnie krzyk. Ostatnio faktycznie brzuszkowe sprawy dominowały nasz dzień lub wieczór, ale dziś zauważyłam że krzykom nie towarzyszyło prężenie się, bączki i podkurczanie nóżek. Uspokoiło go dopiero kołysanie na rękach i smoczek. I tak dwa razy. Coś mi się zdaje, że Szymek zaczyna pokazywać swój charakterek…
Ciągle się nie poddaję. W końcu trafię na odpowiedni moment 😉
A u nas wyglądało to tak. Matka 10 razy przeczytała instrukcję by wszystko przyswoić, zapamiętać i zrobić jak radzą. Odczekała by moment był idealny – dziecko nakarmione, przewinięte, spokojne i zadowolone z życia. Wiążemy. RYK. Rozwiązujemy, cali zaplątując się przy okazji. Kolejna próba za jakiś czas. RYK. I tak za każdym razem przez kilka dni. Aż w końcu moment był totalnie nieidealny. Zaczęliśmy od RYKU. Ale niezłomna motałam chustę. Gdy tylko skończyłam, nastała cisza. Potem już nigdy nie było problemu. Znajdźcie moment idealny dla Was a też oboje to polubicie.
dzięki 🙂 będę próbować 🙂
Witaj,
cieszę się, że do mnie zajrzałaś 😉 z chęcią również zobaczę co u Ciebie 😉 pozdrawiam
Mam nadzieję, że mój mały nie będzie do tych dzieci należał 🙁
faktycznie pomaga – ale na chwilę. Jednak nie zamierzam się poddawać ..
podczas motania też nie przestaję bujać… chusta niestety w sekundę nie uspokoi malucha… kilka minut trzeba pochodzić i się pobujać, aż się przyzwyczai… życzę, żeby się udało 🙂
Witaj, wpadłam na Ciebie droga mamo i z wielką radością nadrabiam wcześniejsze ciekawe posty. 🙂 Zapraszam również do siebe, co prawda u mnie dopiero sam początek prowadzenia bloga, ale mile widziane mamy, które służą pomocą i radą. 🙂
heh mój Anioł chusty absolutnie nie toleruję i mogłabym się kiwać i uginac i daremny to byłby trud ;/
niektóre dzieci po prostu nie lubią chusty i już 😉
ostałam radę od koleżanki chustowej żeby podczas wiązania uginać kolana, wiesz taki ruch góra-dół, jak jazda windą, nie za gwałtownie i faktycznie działa, Tym się uspokaja.