Sobota jak sobota. Każdy na nią czeka. Ojciec i Matka również. Ale kiedy wybija godzina czternasta, a starzy muszą jeszcze zrobić zakupy… no cóż… powiedzmy że do entuzjazmu nam daleko… ale jechać trzeba.
Ojciec powadzi, Matka smętnie wygląda przez okno. Czuje, że z każdą minutą jej bateria siada. Nagle spostrzega, jak po chodniku idzie chłopak. Młody – może z 19/20 lat, podskakuje,wygląda ewidentnie na szczęśliwego i zadowolonego z siebie.
Ojciec: A ten co?! – pyta zdziwiony
Matka: szczęśliwy człowiek – odpowiada zwięźle, bez cienia uśmiechu
O: Zakochany! – zapada sekunda ciszy, i po chwili pada chóralne:
GŁUPI!
Po salwie śmiechu, czuć w powietrzu aurę zadumy. Trochę zabarwionej ironicznym rozbawieniem, jednak na duszy jakoś tak zmęczenie mniejsze… Nagle Ojciec nostalgicznie wzdycha, oddany własnym przemysleniom, i dzieli się swoją prywatną puentą:
– Najpierw motyle w brzuchu… potem robale w dupie…