Dzisiaj

Piątek był szalony i pospinany prowizorycznie trytytkami. Wszystko dzięki mojemu mechanikowi, który przetrzymał moje auto do następnego dnia i sprawił, że stałam się biedniejsza o prawie 600 zł. Jednak, gdy otworzyłam oczy i zobaczyłam przymrozek na ziemi poczułam prawdziwą ulgę, że opony zimowe i zepsuty nawiew nie będą już problemem. Jeden problem z głowy i jakoś tak lżej człowiekowi na sercu.

Odwiedziny w Mortągu i omówienie najpilniejszych działań, które trzeba sfinalizować przed zbliżającym się nieuchronnie końcem projektu, by następnie wpaść na 30 minut do Sztumu i ruszyć do Malborka. Wieczór w ciekawej z moimi dziewczynami jest zawsze pełen śmiechu i refleksji. Krzyków, żartów lub słuchania w milczeniu. Czasem jest wieczorem oczyszczania atmosfery, bo tego też potrzeba. A czasem zwyczajną potrzebą zobaczenia się i powiedzenia: Cześć. Stęskniłam się.

Jednak poprzedni wieczór w pewnym stopniu przypomniał mi trochę mój najciemniejszy czas. Kiedy każdego dnia budziłam się z przekonaniem, że jestem nikim i nie mam nic do zaoferowania światu. Nie mam znajomych, bo nie wiem o czym miałabym z nimi rozmawiać? Ciągle o tym jak jestem nieszczęśliwa? Jak nie lubię patrzeć w lustro bo nienawidzę tej osoby która z niego patrzy? Jak nienawidzę punktu, w którym tkwię ale nie potrafię z niego ruszyć. Ciemna chmura, która spowiła moje życie lata temu już dawno się rozwiała. Czasem jeszcze jej opary spowijają moje myśli, jednak moje życie teraz wygląda zupełnie inaczej i często bywa tak, że nie muszę sobie z nią sama radzić. Jakimś cudem znalazłam siłę i determinację i ruszyć z miejsca. Znalazłam pasję i spokój w jodze oraz ludzi ciepłych i otwartych, którzy mnie akceptują. Nagle okazało się, że nie tylko ja mogę Im coś zaoferować, ale także oni mi. Od tego czasu potworzyły się mocne więzi, otworzyły ścieżki, po których nigdy nie spodziewałam się stąpać. Stopniowo zmieniłam postrzeganie otoczenia, świata. Czasem mam wrażenie, że widzę i czuję więcej, a czasem równolegle nie rozumiem wielu rzeczy.

Siłą rzeczy, wychodząc z czarnej mgły życia zaczęłam nie tylko otwierać możliwości ale też obserwować zachowania. Szybko dotarło do mnie, że wielu z nas skupia się na tym, czego nie ma. Pieczołowicie pielęgnujemy w sobie poczucie “braku”, nie potrafimy jego zaakceptować i szarpiemy się z nim, płacąc za to naszym spokojem, relaksem czy dobrym samopoczuciem. Wynosimy “brak” na piedestały, budując mu ołtarzyk i skupiając na nim całą naszą uwagę. Ukierunkowujemy na ten “brak” nasze codzienne myśli, często podporządkowujemy mu nasze życie. Zakorzeniamy “brak” w naszej głowie, ciele i umyśle, aż w końcu spowija on nasze serce i podporządkowujemy mu wszystko. Tracimy sprzed oczu wtedy to, co jest najważniejsze: to co już mamy. Gubimy wdzięczność i radość codzienności. Zapominamy o tym co dobre, bo to co dobre staje się nieistotne, gdy pozwalamy sobie na celebrację “braku”.

Wszyscy wiemy, że życie nie jest łatwe, a my jesteśmy tylko ludźmi. Ludźmi, do których należy decyzja na czym skupimy swoją uwagę.

To co nakarmisz, stworzy Twoje dzisiaj.

Dodaj komentarz