Jak co roku, pod koniec maja wypatruje truskawek. Nie ma takiego drugiego owocu, który byłby lepszym symbolem lata, sielanki i beztroski. Z sezonu truskawkowego wyciskam tyle kilogramów tych owoców ile się da. Bo truskawki uwielbiamy wszyscy.
Zazwyczaj takie truskawki kończą w mikserze, razem z mlekiem i kefirem. Takiego koktajlu potrafimy wypić hektolitry, a gdy już pojawiają się jagody… też tam trafiają. No więc dziś moi państwo, otworzyliśmy sezon truskawkowy. Pierwsze pół kilo przepysznie słodko soczystych truskawek trafiło do naszego koktajlu.
Sprawiedliwie podzieliłam rajski napój na trzy szklanki. Do jednej trafiła słomka – obowiązkowo. Ojciec sprofanował swój koktajl pijąc jednym łykiem, natomiast z Szymonem swoje zanieśliśmy do dużego pokoju.
Odwróciłam się na chwilę od swojej porcji, by poprawić firankę i słyszę głos syna:
– Ja dam Ci łyka!
Odwracam się … i widzę jak Szym moczy dzioba w mojej szklance…