Czwartki czasem takie są…

Czwartek. Siadam przed komputerem i w głowie próbuję podsumować wydarzenia. Czasem tak jest, że wieczorem czuję wewnętrzny przymus, by podsumować dzień pełen dobrej pracy i równie dobrych spotkań. Etap w życiu na którym jestem, jest pełen pokruszonych kawałków: tych osobistych i zawodowych. Sklejam codziennie, mozolnie każde możliwe połączenia i uśmiecham się do siebie, oglądając te drobne efekty, dające równie drobne zmiany, co wielką satysfakcję. I wdzięczność.

Wdzięczność, po takich dniach, jak dzisiejszy czuję coraz częściej. Przepełnia mnie najczęściej właśnie wieczorem, gdy uda się zagonić gnomy do norek i w ciszy położyć się do łóżka, lub jeszcze na chwilę przysiąść do stołu.  Wspomnieć zieloną drogę do Mortąga, na której odnajduję pełne skupienie i pokój. Która relaksuje mnie, pozwala jeszcze lepiej skoncentrować się na chwili obecnej, w pełni świadomie przeżywać to co jest teraz. Gdy biorę wdech i przymykam oczy, widzę pod powiekami rzadkie drzewa przy drodze, zielone pola i błękitne niebo. Pasma szarego asfaltu pnącego się to w górę to w dół, równie krętego co pochyłego. Szare budynki Dzierzgonia z charakterystycznym pierwszym spadem na wjeździe i ostrym, stromym zakrętem w małym centrum, który prowadzi dalej, przez miasteczko żyjące własnym życiem. Pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt, wskazują prędkość znaki, zmuszając do jazdy dynamicznej, a jednak droga ta jest moją ulubioną częścią każdego dnia. Przecina czasoprzestrzeń mojego życia, dając mi chwilę w której jestem.

Wyjazd do „piekarni”, która za chwilę będzie namacalnym miejscem spełnionych marzeń, ciężkiej pracy i morzem możliwości. Trzy kobiety, o których spotkaniu przesądził zbieg okoliczności i wyjątkowa intuicja. Wspólne zaangażowanie i wspólne cele, które dzięki sile i wierze we własne możliwości mogą mieć urzeczywistnienie w małym Zalewie. Drobny gest Marii który,  pisząc te słowa, podziwiam bo mam w wazonie na stole: piękne słoneczniki. Wspominając Jej uśmiech, jestem niemal pewna, że możliwość podarowania mi słoneczników dała taką samą radość Marii, co mi ich otrzymanie. Czuję wieczorną wdzięczność za słoneczniki, Marię, Anitę i możliwość bywania w Mortągu. Możliwość pracy z nimi, i budowanie czegoś, co spełni naszą wspólną wizję i da nam wybicie po więcej. Więcej, mocniej i z kobiecym powerem.

I wreszcie spotkanie na promocji Prowincji, której Redaktor Naczelny już siódmy raz opublikował mój tekst. Prowincji, której w końcu zaczyna czuć się częścią, a każde literackie zgromadzenie pod jej sztandarem wnosi do mojego życia więcej i więcej wdzięczności. Choć nie lubię publicznych wystąpień, to przełamuję się, by parę słów powiedzieć, wyjść ze strefy komfortu. Wiecie, dostaję papier do ręki i czując ciężar egzemplarza wertuję kartki. Już piękna graficzna okładka budzi dreszczyk emocji. Długie hobbystyczne teksty: eseje, proza i reportaże. Do tego poezja i pełne lokalnych historii opowieści. Wśród tego dostojnego towarzystwa ja, królowa short’ów, rodzicielskiego dystansu i życiowej ironii. Spokojna jak wagon tybetańskich mnichów. Blogerka, która pisze gdy poczuje przebodźcowanie emocjonalne, wyciekające uszami. Wymagające konwersji na słowo pisane. Właścicielka trzech epizodów depresyjnych, bezdennej naiwności i szalonego kota.  Matka dwójki dzieci, wymagających, szalonych indywidualistów, bez których nie byłabym tu, gdzie jestem.

Czwartek. Pisząc ten tekst zdążyłam cztery razy pogadać z Oskim, dwa razy zamienić zdania z Szymem, pogadać z Marcelą na Instagramie i piętnaście razy uśmiechnąć się do siebie. Lubię to uczucie, gdy poczucie wdzięczności wymusza uśmiech na twarzy. Gdy pisząc ostatnie słowa, podnoszę wzrok znad klawiatury i zerkam na słonecznik parzący na moje palce mknące po klawiaturze. Lubię wieczory, które dają ciepło minionego dnia, wytworzone przez uśmiech osób które pojawiły się na mojej drodze. Nie zawsze takie mam, więc doceniam po tysiąckroć ten dzień. Rozkoszuję się jego wspomnieniem, jak cierpkim posmakiem wytrwanego, czerwonego wina na koniuszku języka. To tylko jeden dzień. Jeden z wielu, w których pewnie ciężej będzie wydobyć wdzięczność. Tym bardziej pielęgnuje wspomnienie, zanim umysł spowije mgła snu.

Dziękuję za każdą minutę, w której mogłam dziś trwać i za każde słowo, które mogłam napisać. I za Was.

Dziękuję.

Chwilo trwaj.

Dodaj komentarz