Ciąża? To nie choroba…(?)

Piękny początek dnia. Jak dawno już nie było – start o 6.00 (dziękuję mężu). I nie wiem czemu, ale od rana wracam wspomnieniami do pierwszych miesięcy stanu błogosławionego. Pierwszych KOSZMARNYCH miesięcy. Matka natura nie dała mi szansy na początkową euforię związaną z odkryciem dwóch pasków na teście. Już półtora tygodnia później – a jeszcze przed wizytą u mojej doktorki – zaczęłam chodzić po ścianach. Dosłownie. Przez bite dwa i pół miesiąca, a może nawet parę dni dłużej, moim stałym miejscem pobytu stało się “łóżkoKibelek”. Tak, tak. To nie przypadek, że piszę “łóżkoKibelek”. W mojej głowie te dwa dość istotne elementy wyposarzenia domu przez cały ten czas były jednością. Przez ten cały czas wtapiałam się w ich byt. Z dnia na dzień moje menu ograniczyło się do:
  • kanapki z serkiem topionym
  • banana i mandarynki
  • wody (czasem herbaty czarnej)
  • krakersów
  • zupy pomidorowej
W przeciągu dwóch pierwszych tygodni mój organizm zabił we mnie wolę walki, zdusił ostatnią pozytywną myśl (“przecież nie robię tego dla siebie?!”) i zamienił mnie w zombie… W moim przypadku wszelkie “sposoby” na walkę z mdłościami, zawrotami głowy i zwracaniem wszystkiego co popadnie były zawodne. Nie sprawdziło się nic, a tak jak wspomniałam wcześniej – po dwóch tygodniach nie miałam już sił i chęci by sprawdzać oraz to nowe. Jedynym wyjściem było przeczekanie. Więc przeczekałam. Brrrr…. na szczęście to tylko wspomnienia. Nie ukrywam, że krakersy, serek topiony i zupa pomidorowa spadły w mojej hierarchii smaków do poziomu – 20.
Z tego okresu pamiętam jak kilka razy moja mama powiedziała mi, że mam się nie użalać nad sobą i wziąć się w garść, bo ciąża to nie choroba. Powiedziała raz – puściłam mimo uszu, ale za trzecim razem we mnie się zagotowało. Wiele zależy od organizmu kobiety, ale mało osób jest w stanie to zrozumieć i łatwiej im uznać że młoda przyszła mama panikuje. A najbardziej przykre jest to, że nie zawsze kobietę może zrozumieć kobieta.
Dziś na szczęście mam dobre układy z moim żołądkiem i moją głową. Kibelek też nie narzeka ; ) Młody zaczyna powoli fikać, więc początkowa – przymusowa dieta mamy nie wyrządziła mu żadnej szkody : )

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Unknown

    Nie zaznałam chodzenia po ścianie, ani wiszenia nad toaletą – na szczęście. Nie dotknęły mnie żadne zachcianki, ani od niczego mnie nie odrzucało. Po prostu żyć i być w ciąży 🙂

  2. Margot

    Miałam taki sam początek ciąży. Do mdłości dokładał się jeszcze mega upał. Leżałam na podłodze i ryczałam dzień w dzień. Nie wymiotowałam tylko po rożkach z jabłkiem i szarlotce z lukrem, ryżu z groszkiem i marchewką. Wszystko inne to hafcik. MASAKRA! Ciąża to nie choroba, ale mdłości to już jest choroba (bo normalnym funkcjonowaniem organizmu tego nie nazwiemy). Taaak, choć został mi jeszcze miesiąc, to stwierdzam, że te początkowe tygodnie to był najgorszy okres ciąży, nic już potem nie było takie straszne. Tak więc teraz już tylko będziesz miała lepiej:)

  3. Paula

    Na szczęście mam już to za sobą 😉 no i dobrze że zawsze znajdzie się ktoś, kto zrozumie 😉

  4. Matka Wyluzuj!

    Za parę miesięcy, gdy spojrzysz na te maleńkie paluszki, stópeczki i całą maleńką resztę albo w mig zapomnisz o tym, co przechodziłaś, albo po prostu pomyślisz "Warto było!"

  5. Miri

    Ciąża to naprawdę nie choroba tylko co innego jak ktoś hasa sobie radośnie i bezobjawowo i wszystko robić może a co innego jak wisisz całą noc nad toaletą i żyć Ci się odechciewa. To nie jest żadne użalanie się nad sobą poskarżyć się komuś, że źle się czujesz no a jak ktoś niekoniecznie potrafi to zrozumieć i uważa że się pieścisz to przykro nam… na blogach nikt Ci tak nigdy nie powie 🙂

  6. Unknown

    Niestety pod tym względem nie mogę narzekać tylko życzyć przyszłym mamom takiej ciąży. Ja nie miałam "objawów ciążowych". Od początku do końca miałam spokój. Ale wierze, że jak już będzie po wszystkim to będziesz miała co opowiadać. Ja nie mam o czym bo ani zachciewajek ani "chodzenia po ścianach" nie miałam. I cały urok ciąży szlag trafił 😉

  7. Mamiczka

    U mnie było początkowo podobnie. Nie mogłam wychodzić z domu, bo potrafiłam zaliczyć niespodziewanego hafta na ulicy :/

Dodaj komentarz